ciągle i nieprzerwanie zawodzę się na mężczyznach. nie chodzi tu tylko o tych moich, bo nawet bartosh wczoraj trochę zawiódł. wykonał tylko jeden wybuch śmiechu (niepohamowany, nagły i taki, że wszyscy milkną, a my zapadamy się w kanapy) w ciągu całego wieczoru, a powodem tego było zdjęcie z pamiętnej 18 reni w barze mlecznym. zdjęcie wykonane zostało na zewnątrz, gdy wyżej wymieniony leżał na chodniku. jednak mimo tego poważnego śmiechozaniedbania to właśnie z bartoshem najlepiej się bawiłam:D
z bartoshem i najnajnajcudowniejszymi przyjaciółmi, bo moimi, szalonymi i kochanymi. gdyby ich nie było... nie tylko wczoraj, nie tylko tam... to nie wiem, no nie wiem co, myślę nad tym od kilku minut i nie mogę nic wymyślić. byłoby źle.
dzisiejszy dzień trzeba po prostu przeżyć, co na razie wychodzi mi zadowalająco.
jeszcze nie wiem co będzie w przyszłości, ale męczy mnie, że codziennie uświadamiam sobie jak konieczne są poważne rozmowy i decyzje. boję się bardzo, że wkrótce rzeczywiście takowe się odbędą.
{na zdjęciu: dycha i bartosh, hahaha}