W obliczu katastrof które od kilku dni nieustannie mnie dotykają, nie pozostaje mi nic innego jak tylko zaszyć się w jakichś miękkich, szarych strojach i nie wychodzić z nich do dnia chwały, a póki co snuję się półprzytomna i raz na jakiś czas dokarmiam swoje ciało snobistycznym żarciem (tj. zdrowym). a co się będę!
Widzę ogłoszenie o zniżce dla studentów, słyszę od znajomych, że tak, że super, że warto, zabieram Matylde i Filipa, wybieramy najdroższe danie, dorzucamy burżujskie napoje i delektujemy się zgrywając bogaczy, potem podchodzi kelner, uroczo się uśmiecha i informuje, że tak, że zniżka jest, ale tylko na najtańszą potrawę. a potem my robimy taką minę, że kelner się już nie uśmiecha.
Wniosek? Przerwa od zakupów dopóki się nie odkuję, a gdyby ktoś był ciekawy to za 1 obiad zapłaciliśmy równowartość 15. kocham to.