Kawka w godzinach pracy, cóż jeśli siedzi się tam całe 9,5h to nieuniknione by chociaż raz nie zrobić sobie kawki. Kupiłam ten piękny kubek-filiżankę w pepco. Piękny, wiosenny wzór. Dość droga była ta filiżanka, z 7 lub 8zł. Lepiej jakby była koloru zielonego, ale cóż, były tylko pomarańczowe. Kiedyś bardzo nie lubiłam tego koloru, ale teraz wydaje mi się taki ożywczy, na tej filiżance. Jak widać, w tle są okularki, czyli ewidentnie miejsce mojej pracki. Bardzo fajnie smakuje też z Liptona herbata o smaku mango. Całkiem dobra sprawa. Ile to się pije tych napojów w całej pracy i czeka nieuchronnie, aż wskazówka pokaże tą 18:30. Do 12:00 można się ze wszystkim uporać. Wszystko zrobić. I później już tylko wyczekiwać końca. Czasami wpadną jacyś klienci. Jak tak, to bardzo fajnie. Jest utarg, coś się dzieje, można coś komuś polecić, czy doradzić. Porozmawiać. Takie coś jest najlepsze. Jeszcze jak kupują okulary, to cały proces dobierania oprawki. Wypisywania zlecenia itp. Przyjemnie. Zamówienie szkieł, odhaczenie wszystkiego - no coś się dzieje. Gorzej jak nie dzieje się nic. Jedyny klient to osoba, która kupuje w biedronce, a u mnie jedynie chce rozmienić pieniądze, lub zostawić zakupy. Czasami trafiają się sami kupujący soczewki. 5 minut i koniec. I dajmy na to, że przez całe 9,5h mam tylko czterech kupujących soczewki, i to w dodatku w tempie ekspresowym - 5 min. Co tu robić cały dzień? Jak jestem sama, to czytam książki. Można i tak. Jak jestem z koleżanką, to trochę gadamy, trochę zamulamy. Ale to nie jest mój szczyt marzeń, jeśli chodzi o pracę. Ktoś by powiedział, nie narzekaj, siedzisz, czytasz książki. Czego więcej chcesz? Ano chcę. Nic nie robię za bardzo konstruktywnego, nie czuję, że pracuję, czuję się nieprzydatna. To straszne uczucie. Mijają te godziny pracy, a ja nie czuję, bym zapracowała na pensję, którą otrzymuję. Nie mam poczucia dobrze zarobionych pieniędzy. Po pierwsze jest to mało, po drugie nie czuję się w żaden sposób produktywnie. A to już przykre.