Dzisiaj, wczoraj, przedwczoraj..
Przeżywam horror. Przez swoją pierdoloną psychikę.
Powiedziałam że się poddam. Że nie mogę.
Że nie dam rady. Aż w końcu mój chłopak przemówił mi trochę do rozumu.
Napisał mi wiele rzeczy, że nie pozwoli mi popełnić tego błędu..
Że mnie kocha i nie chce mnie stracić bo tylko ja mu zostałam..
A potem wysłal mi "Pamiętasz? Mieliśmy przetrwać wszystko.."
Te słowa dały mi mocnego kopa. Poczułam silne kłócie w sercu..
Poczułam jak zaczynają mnie piec oczy a ciepłe, słone łzy zaczęły mi spływać po policzkach..
I zaczęłam się uśmiechać, lecz dalej płakałam. A w głowie tylko słowa :
"Boże.. dziękuje Ci za niego.. tak go cholernie kocham.. nie mogę mu tego zrobić.."
Miałam dzisiaj różne plany. Może i niezbyt mądre, ale ze wszystkich w tym momencie zrezygnowałam.
Stwierdziłam, że nie mogę. Nie chcę znowu od tego uciekać. Nie dziś. Nie sama.
Bo wtedy to mi nie pomoże. W ogóle.
Hm ale szczerze prócz niego jest mało osób co mnie potrafią ogarnąć.
Ludzie, którzy nie przeżyli tylu chwil co ja z moimi psudo "przyjaciółmi".
Ludzie, którym zależy na mnie, a nie na popularności przyjaźnienia się ze mną, lub wykorzystywaniu mnie.
Ludzie, którzy gdy mówią "na zawsze" nie znikają "za chwilę".
Inni mieli być na zawsze. A teraz? Hmm. Dajcie mi lornetkę albo i lunetę. Ale i tak ich nie znajdę.
Bo ich nie ma. To znaczy że nigdy ich na prawdę nie było...