cholernie przykro jest wiedzieć, że robię z siebie idiotkę i nie zmieniać tego. Właściwie nie wiem, w czym tkwi problem, jedynie czasami przemknie mi przez głowę myśl, że znowu pozwoliłam się okpić, wykorzystać i okłamać. Taki chichot (nie historii, tym razem), ale losu. I jakieś uwarunkowanie genetyczne-robić z siebie pośmiewisko.
Bóg jeden wie, który to raz obiecuję sobie, że nigdy więcej nie dam się oszukiwać. Potem i tak z uśmiechem (taka forma, trzeba grać swoją rolę) będę znosić policzki i to z najmniej spodziewanej strony. MUSZĘ zamknąć za sobą drzwi i nie wpuszczać nikogo, MUSZĘ być sama, bo nie potrafię być z ludźmi. Pozory, pozory, pozory.
Ten stek bzdur powyżej to życie, tak mówią. Jedyne, w co tak naprawdę wierzę obecnie, to to, że i tak w końcu zostanę sama. Chyba lepiej dokonać świadomego wyboru niż później płakać nad wyborami innych?
***
duuużo wody i wina upłynęło od marca. i nie do końca rozumiem, po co dodaję coś nowego, ot-kaprys, ubranie w słowa myśli, niekoniecznie dobrych. Z poważaniem, jeśli ktoś dotrwał do tego momentu