Jako dziecko uwielbiałam Szewczyka Dratewkę. Pokochałam go za to: ,,A może ja pomogę?", wzięłam sobie do serca i myślałam, że na tym opiera się świat. Pomagamy różnym mrówkom, pszczółkom, w odpowiednim czasie one się odwdzięczają.
Potem zakochałam się ,,w badaniu muru od marzeń strony". Chciałam być choć jednym z braci, później młotem..Zapomniałam, że w końcu został cień, zabrakło muru, głosu, marzenia. Pragnęłam energii, zapamiętania, wiary, gorączki i dreszczu.
Nie wiem na którym etapie jestem. Czy w ogóle na jakimś. Może to moment, w którym trzeba dać sobie spokój z murami, rzucić w diabły młot..I przejść do innej bajki? O śpiącej królewnie na przykład, tyle że bardziej nowoczesnej. Tutaj królewna nie czuje pocałunku, pozwala odjechać wybawcy, a sama wstaje i bierze się za bary z życiem, zaczynając oczywiście od kawy.
***
Po prostu męczą mnie moje własne duchy.
,,Zgroza nagłych cisz."