photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 6 LISTOPADA 2013

Ulica wspomnień II

Już przy wejściu na boisko widziałem, że trener nie jest zadowolony, był wściekły, wyładowywał złość na chłopakach.
- Nawrot, tym razem przegiąłeś  warknął zbliżając się do mnie.

- Przepraszam, zaspałem
Zatrzymał się będąc stanowczo za blisko, czułem się niekomfortowo.
- Właśnie dlatego masz poszerzone źrenice i śmierdzi od ciebie wódą?
- Opijałem zwycięstwo
Starałem się jakoś wybrnąć z tej sytuacji.
- Znosiłem twoje spóźnienia, imprezowy tryb życia, miłość do kobiet i alkoholu, ale ileż można? Kuba przeginasz, nie jesteś jedynym zdolnym, młodym piłkarzem, każdy chciałby być na twoim miejscu
Na jego czole pojawiła się żyłka, która napinała się coraz bardziej przy każdym słowie, tak jakby zaraz miała pęknąć, roześmiałem się.
- Co cię tak bawi?
- Szefie nie nerwowo  skwitowałem, po czym dołączyłem do chłopaków.
- Nie musisz się tu więcej fatygować, to jest twój ostatni trening  powiedział aż nazbyt spokojnie. Nagle chłopcy przestali gadać, na boisku panowała irytująca cisza.
- Spieprzyłeś sprawę stary  westchnął Bastian klepiąc mnie w ramię  miło się razem grało.
- Ciekawe, jak to wytłumaczysz prasie.
- Po prostu powiem prawdę  odparł trener z ironicznym uśmieszkiem. Poprawiłem ciążącą na prawym ramieniu torbę i wybiegłem z boiska. Nie zależało mi na tym, osiągnąłem to, co chciałem, nie potrzebowałem ani Guardioli, ani Bayernu, przecież wszyscy kochali mnie za to, jakim jestem piłkarzem. Kilkanaście minut później byłem w domu, musiałem z kimś pogadać, a jak zawsze moim wyjątkowo wiernym przyjacielem okazał się Jack, Jack Daniels.

- Jesteś dziś wyjątkowo małomówny przyjacielu  wybełkotałem rozpoczynając drugą już tego wieczoru butelkę mocnego trunku, stuknąłem literatką o jej rant.
- Musimy rozwiązać ten problem  westchnąłem wlewając do gardła zawartość kieliszka, obraz stawał się coraz bardziej zamglony, walczyłem ze zmęczeniem, które koniec końców i tak wygrało, zasnąłem.  

            Żarówki z kinkietów wiszących na ścianach świeciły ostrym, jaskrawym światłem wywołując ciemne plamy na moich oczach, zamrugałem kilka razy chcąc odzyskać ostrość widzenia, z telewizora wydobywały się najróżniejsze dźwięki. Ktoś szturchnął mnie w ramie, w tle słychać było entuzjastyczne wrzaski.
- Kuba wstawaj, obudź się! Wygrali!  krzyknął ktoś tuż nad moim uchem.
Powoli otworzyłem zaspane oczy przyzwyczajając je do światła. Zobaczyłem twarz kumpla, a właściwie dziecka jakim był zanim wyjechałem z Polski, przedziwny sen.

- Wygrali? - spytałem z niedowierzaniem. O kim była mowa?
- Bayern jest mistrzem  odparł nie ukrywając radości.
- Kiedyś wyjdę z nimi na boisko, zagram mecz i wygramy.
Odkąd pamiętam gra w Bayernie była moim marzeniem, cały czas myślałem tylko o tym co zrobić by się tam dostać. Podniosłem się z łóżka ziewając, dochodziła jedenasta.
- Kuba! Wracamy do domu  zawołał ktoś z innego pokoju, głos kobiety do złudzenia przypominał ten, który należał do mojej matki. Chłopak chwycił mnie za nadgarstek i wyciągnął z pokoju.
- Chodź, bo znów zabroni nam się spotykać  ostrzegł ściszonym głosem.
Do przedpokoju, w którym staliśmy weszły dwie kobiety, jedna płakała, zakuło mnie serce, wiedziałem, że coś jest nie tak. Wtedy wszystkie wspomnienia wróciły, doskonale pamiętałem ten dzień. Dzień, który z pozoru miał być szczęśliwy.
- Nie chce jeszcze wracać  powiedziałem oburzony, zachowanie godne kilkunastolatka. Mama spojrzała na mnie groźnie, po czym skierowała wzrok na drzwi, wiedziałem co to znaczy. Pożegnałem się z Bartkiem i wyszedłem, nie było szans na żadne dyskusję. Długo szliśmy w milczeniu.
- Musimy porozmawiać
Nie lubiłem tych słów, zawsze oznaczały, że wydarzyło się coś złego. Weszliśmy do mieszkania, drzwi były zamknięte na klucz, a przecież, gdy wychodziliśmy ojciec był w domu. Tego można było się spodziewać, porozrzucane ubrania, roztrzaskana na podłodze ramka ze zdjęciem, jednak to zrobił. Nigdy nie mogłem nazwać naszej rodziny normalną, a już na pewno nie szczęśliwą. Rodzice nawet przez chwilę nie byli małżeństwem, z resztą mężczyzny, któremu zawdzięczam życie, nie nazywałem tatą, według niego rola ojca skończyła się na zapłodnieniu matki. Rzadko bywał w domu, kiedy już się pojawiał zgrywali z mamą idealne małżeństwo, przed znajomymi udawało im się to doskonale, przede mną znacznie gorzej, wieczne kłótnie potrafiły zniszczyć wszystko.
- Dlaczego?
Wiedziała, że pytam dlaczego odszedł.
- Ma żonę
Podejrzewałem, że musi mieć kogoś, jednak nie sądziłem, że jest w takim 
poważnym związku, on się do tego nie nadawał. Wieloletnie życie z ojcem mimo rzadkich spotkań niszczyło mamę, z każdym rokiem była coraz słabsza, energia, którą tryskała, kiedy byłem kilkuletnim dzieckiem stopniowo zanikała, oczywiście nadal dbała zarówno o dom jak i o siebie, ale nie sprawiało jej to przyjemności.          Codzienne treningi, na których spotykałem się z kumplami z drużyny pozwalały zapomnieć o problemach w domu. W tym sezonie liczyliśmy na awans do drugiej ligi, a po tym jak go zaczęliśmy mieliśmy na to ogromne szanse. 

- W weekend jadę z tatą na ryby  poinformował nas z niemałym entuzjazmem Szymon podając mi piłkę.
- Mój obiecał, że przyjedzie na nasz następny mecz  pochwalił się Przemek, nasz bramkarz.
- Czemu twój nigdy nie przyjeżdża Kuba?  zainteresował się biegnący naprzeciw mnie Karol. Zmarszczyłem czoło skupiając się na piłce. Rozpędziłem się, wycelowałem i& piękna bramka, Przemek rzucił się w drugą stronę, piłka trafiła w prawy górny róg. Denerwował mnie ten temat, nie chciałem mówić o ojcu, tłumaczyć dlaczego nie ma go przy naszych zwycięstwach, czemu nie interesuje się moimi osiągnięciami tak jak inni.
- Chłopaki!  głos trenera przywołał nas do porządku  niedługo mecz z Olimpią, musicie się skupić i wygrać, wiecie przecież ile to dla nas znaczy.
Ten mecz był najważniejszy, wygrana zapewniłaby nam awans. Trener poczekał aż chłopcy się rozejdą, po czym złapał mnie za ramię.

- Ty skup się szczególnie                                                          

Jego słowa nie brzmiały jak polecenie, bardziej przypominały rozkaz. Długo myślałem, dlaczego właśnie mnie zatrzymał, żaden powód nie przyszedł mi do głowy. Trening ciągnął się w nieskończoność, rozgrzewka, podania, zwody, karne, ileż można to wszystko powtarzać. Usiadłem na trawie przecierając spocone czoło frotką, Karol zajął miejsce obok mnie, ciskając koszulką o ziemię.
- Jestem wykończony  skomentował kładąc się na murawie, zrobiłem to samo, była zimna i przyjemnie schładzała rozgrzane ciało. Rozejrzałem się dookoła, spędziłem na tym boisku większość swojego krótkiego życia. Nagle cisza panująca na orliku przerwana.