photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 6 LISTOPADA 2013

Ulica wspomnień

- Chodź popatrzeć na występy - zawołała Monika - zobaczymy jakie masz szanse.

Każdy kolejny tancerz był lepszy, wszystkie ruchy wykonane perfekcyjnie, sędziowie będą mieli trudny wybór, nadeszła kolej Dominiki, dokładnie studiowałam każdy jej ruch.
- Robi to źle- roześmiała się moja trenerka - ma szczęście, że nie wylądowała twarzą na parkiecie.
- Monika, ile lat uczysz w Carmen? - spytałam ignorując jej komentarz.
- Prawie dziesięć, a czemu pytasz ?
Po raz kolejny zignorowałam jej słowa, dziesięć lat, a to znaczy, że musi pamiętać Daniela, pamiętała każdego ze swoich tancerzy.
- Kojarzysz może chłopaka, ma na imię Daniel, podobno tańczył w Carmen, ale potem przeniósł się do Warszawy.
- Roksi, wiele osób wyszło spod moich skrzydeł, nie pamiętam wszystkich z imion, musiałabym go zobaczyć.
Monika mogła być moim źródłem informacji na temat Daniela, kimś z kim mogłabym skonfrontować jego wersję.

- Dlaczego o niego pytasz ?
Nim zdążyłam odpowiedzieć ktoś złapał mnie za ramię.
- Roksana Ostrowska?
Skinęłam tylko głową
- Przygotuj się, zaraz wchodzisz.

            Marzyłam tylko o tym by znaleźć się we własnym łóżku, zapomnieć o porażce na turnieju, o Dominiku, zrobić sobie przerwę.
- Spróbujemy w przyszłym roku - zachęciła mnie Monika, przez całą drogę z Piły do Starogardu nawet na chwilę się nie zamknęła ważne, że już wiesz czego się spodziewać.
Kobieta siedząca obok mnie poprawiła okulary, które co chwilę zsuwały się z jej nosa, wsunęła w uszy słuchawki i zagłębiła się w lekturze książki, ile ja bym dała za słuchawki z odtwarzaczem albo chociaż książkę, wszystko byleby tylko nie słuchać już o turnieju.
- Jedna porażka nie oznacza, że musisz się poddawać - kontynuowała, co jakiś czas zerkając za okno, znów padało. Nikt nie mówił nic o poddawaniu się, ja chciałam zrezygnować, po raz kolejny uświadomiłam sobie, że są ludzie lepsi ode mnie, dałam z siebie wszystko, a to i tak było za mało.
- Możemy poszukać też czegoś o innych turniejach, przecież na Rytmie ulicy świat się nie kończy.
Kolejnie minuty ciągnęły się niemiłosiernie, miałam wrażenie, że ta podróż nigdy się nie skończy. W końcu dojechaliśmy do Gdańska, na Monikę na parkingu czekał Robert w czarnym Mercedesie.
- Może cię powieźć - zaproponował Robert uśmiechając się przyjaźnie.
Pokiwałam tylko przecząco głową, nie miałam najmniejszej ochoty znów słuchać o tym, że przegrałam turniej, mogłam nawet moknąć, wszystko nie to. Mimo chłodnego deszczu, który przemoczył mnie doszczętnie i później godziny spacer był przyjemny, szłam powoli przyglądając się dokładnie każdemu budynkowi tak jakbym widziała je po raz pierwszy. Po kilkunastu minutach stałam już pod drzwiami swojej kamienicy szukając w kieszeni klucza, ręce mi drżały, emocje dopiero teraz znalazły ujście, łzy ściekały mi po policzkach mieszając się z deszczem, po raz kolejny wszystko zepsułam, znów zostałam sama, zupełnie sama. Mokry klucz wysunął mi się z drżącej dłoni, kucnęłam by znaleźć go po omacku, jednak moje palce nie natknęły się na chłodny metal, a na małą kudłatą istotkę, odskoczyłam od niej przerażona. Stworzenie zamiauczało cicho, a gdy się przesunęło klucz błysnął odbijając blask księżyca. Otworzyłam drzwi i zapaliłam światło na klatce schodowej, kudłata kulka okazała się czarnym kotem, niewielkim, najwyżej sześciotygodniowym.
- Chodź do mnie maleństwo - szepnęłam, kociak podszedł ostrożnie wąchając moje dłonie gdzie jest twoja mama? Maluch spojrzał na mnie smutnymi, niebieskimi oczami, zrobiło mi się go szkoda. Szybko weszłam do domu, postawiłam kota na podłodze i nalałam mu do miski trochę mleka z przegotowaną wodą.
- Skoro już cie tu przyniosłam i w dodatku jesteś mokry mogłabym cie wykąpać - westchnęłam, kotek maleńkim języczkiem popijał mleko tak szybko jakby bał się, że ktoś zaraz mu je zabierze. . Kąpiel przebiegła bez problemu, nawet się nie opierał, ciepła woda ogrzała jego małe, zmarznięte ciałko, dokładnie go wytarłam i położyłam w nogach łóżka, nie miałam dla niego innego legowiska. Dochodziła jedenasta, Daniel chciał żebym zadzwoniła do niego i powiedziała jak było, po chwili namysłu wybrałam jego numer, po kilku sygnałach odebrał. 

- Słucham - zaspany kobiecy głos ziewnął do słuchawki - Daniel już śpi
Bez słowa rozłączyłam się, kolejne ukucie w sercu, czego ja się spodziewałam, że ktoś taki jak on jest sam? Od chwili, kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy ciągnęło mnie do niego, najchętniej wtedy w nocy zostałabym z nim w tym autobusie, przegadała całą noc, w dodatku ta cisza przy śniadaniu, która nie była krępująca, wydawał się taki wyjątkowy, z resztą co ja mogłam o nim powiedzieć, znałam go dopiero trzy dni. Chociaż dwa dni temu żegnając się z nim, miałam wrażenie, że znamy się od zawsze. Poczułam, że coś się do mnie zbliża, kociak mimo ogromnych starań by mnie nie dotknąć zahaczył się o moją stopę, zaśmiałam się cicho, gdy już zobaczył, ze go zauważyłam szybko przybiegł i wygodnie ułożył się na poduszce tuż przy mojej twarzy, kilka razy przejechałam palcami po jego sierści, przez mój szampon zrobiła się delikatna. Kociak położył się na plecach sygnalizując tym, że całkowicie poddaje się moim pieszczotom, pod palcami czułam jak szybko bije jego małe serduszko, z każdym kolejnym ruchem mojej ręki mruczał coraz głośniej, w końcu oboje zasnęliśmy.

            W ciągu dnia skoczyłam tylko do sklepu po karmę i żwirek dla Mikiego, bo tak nazwałam swojego nowego kociaka, poza tym cały dzień spędziliśmy w łóżku oglądając całą serie filmów Dziewczyny z drużyny. Około dwudziestej po mieszkaniu rozniósł się dźwięk dzwonka, rozleniwiona wyszłam spod koca, poprawiłam dresy, podciągnąwszy je nieco wyżej zawiązałam sznurek podtrzymujący je na biodrach, rozpuściłam włosy, gdyż przez zabawę z Mikim trochę się rozczochrały i podeszłam do drzwi, otworzyłam je, niemałe było moje zaskoczenie, gdy zobaczyłam za nimi Daniela.
- Twoja dziewczyna nie będzie się o ciebie martwić? - spytałam trochę zbyt ironicznie
- Jaka dziewczyna?
- W takim razie to żona, wybacz nie zauważyłam obrączki - westchnęłam opierając się o drzwi czego chcesz?
- Nie odezwałaś się wczoraj, więc przyszedłem dziś świętować twoje zwycięstwo powiedział i wyjął zza pleców butelkę czerwonego wina.

- Nie było żadnego zwycięstwa - skomentowałam przygryzając dolną wargę, zawiodłam wszystkie osoby, które we mnie wierzyły, nawet Daniela. Oczy zaczęły mnie piec, przetarłam je wierzchem dłoni by nie pozwolić łzom wydostać się na zewnątrz.
- Co się stało?