photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 5 LISTOPADA 2013

Ulica wspomnień

Po pokoju podobnie jak wcześniej piosenka Piechockiego rozniósł się nieprzyjemny odgłos burczenia, skrzywiłam się splatając ręce na brzuchu gdyż to właśnie on wydawał ten dźwięk. W lodówce stał tylko pusty kartonik po mleku i słoik z keczupem, przez chwile starałam się odnaleźć w pamięci datę ostatnich zakupów, nic z tego, w ciągu zeszłego tygodnia chodziłam tylko na treningi, na nic innego nie miałam czasu. Opierając się o drzwi lodówki przygotowałam listę zakupów, zwracając uwagę na asortyment Biedronki, ponieważ to właśnie do niej się wybierałam. Po szybkim prysznicu i przebraniu się wyszłam z domu, wcześniej chwytając fullcap wiszący na wieszaku przy drzwiach, miał za zadanie odwracać uwagę do braku makijażu, zawsze doskonale spełniał swoją rolę. Długa nie zależnie do pory roku i dnia była pełna turystów, najczęściej niemieckich, ludzie stanowili trudny do wyminięcia tor przeszkód. Szłam ze spuszczoną głową by nie zwracać na siebie uwagi, mimo popularności jaką zdobyłam przez taniec na co dzień starałam się być jak najbardziej niewidzialna, nawyk z czasów gdy nie przyjaźniłam się z Dominiką. Zmieniła mnie, to pod jej wpływem polubiłam być ponad wszystkimi, ona zawsze błyszczała, rządziła, od podstawówki, bo właśnie wtedy ją poznałam, byłyśmy nierozłączne, imponowała mi swoją pewnością siebie, nienaganną urodą, wzorowym zachowaniem. Każdy ulegał jej urokowi, ślicznym brązowym oczom z długimi rzęsami, którymi trzepotała gdy tylko chciała coś osiągnąć. Mimo powszechnie przyjętego stereotypu o głupich blondynkach była nad wyraz inteligentna, choć jej włosy naturalnie przyjęły kolor tlenionego blondu. Już w gimnazjum nie mogła opędzić się od chłopaków, ustawiali się za nią kolejkami, ale żaden nie był dla niej wystarczająco dobry. Z westchnieniem mówiła zawsze o kolegach swojego brata Kamila, który zaczął studiować na Politechnice gdy my rozpoczynałyśmy gimnazjum, byli tacy dojrzali, inteligentni, a co najważniejsze starsi, Dominika lubiła takich chłopaków z resztą z wzajemnością, niejeden z rówieśników Kamila stracił dla niej głowę, nie popierałam jej romansów, ale zawsze mogła na mnie liczyć w razie potrzeby. Dziewczyny w szkole zazdrościły jej figury i ślicznych, długich, kręconych włosów, każda marzyła o tym by się z nią przyjaźnić, a to właśnie mnie się poszczęściło. Byłyśmy jak z dwóch różnych światów, ona, idealna córeczka bogatych rodziców, od dziecka była rozpieszczana, wychowywana bez problemów, zawsze dostawała to, czego chciała, z drugiej strony ja, szara myszka, wiecznie trzymająca się z tyłu, nie odbiegałam od niej wiedzą, ale brakowało mi pewności siebie, dopiero taniec pozwalał mi ją w sobie odkryć. Właśnie to nasz zbliżyło, obie uwielbiałyśmy wymyślać układy, następnie wykonywać je przed klasą czy rodzicami, chciałyśmy razem skończyć liceum a później otworzyć szkołę tańca, nie udało się, mama Domi dostała lepszą pracę w Szczecinie, wyprowadzili się, kilka razy do mnie przyjechała, nawet miała okazję poznać Dominika, a potem po prostu zniknęła z mojego życia, tak jak każda osoba, na której mi zależało.

- Uważaj jak łazisz gówniaro - ostry, zachrypnięty głos przywołał mnie do porządku, zupełnie się wyłączyłam.  Facet stojący przede mną starał się złapać latające w powietrzu papiery, ukucnęłam i podniosłam z ziemi kilka z nich po czym wręczyłam je mężczyźnie. Garnitur szyty na miarę, fioletowa koszula, czarny krawat, szeroka szczęka, oczy skryte pod pilotkami w złotych oprawkach, złotobrązowe włosy, kolejny zarozumiały biznesman mający się za pępek świata, zagubiony w stadzie turystów pędzących na oślep przed siebie.

- Wypraszam sobie - warknęłam załóż ciemniejsze okulary będziesz widział więcej. Wiatr, który jeszcze przed chwilą unosił faktury zawiał mocniej i zdmuchnął czapkę z czubka mojej głowy. Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie i przeczesał palcami rozczochrane włosy. Schyliłam się by podnieść fullcap.

- Wczoraj nie byłaś taka pyskata - zaśmiał się, a gdy znów na niego spojrzałam zobaczyłam te cudowne zielone oczy, okulary trzymał w ręce.

- To było dzisiaj i wtedy nie nazwałeś mnie gówniarą - zawtórowałam - poza tym wyglądałeś inaczej.
Zupełnie nie przypominał chłopaka, którego spotkałam w nocy w autobusie, miejsce dresów i bluzy z kapturem zajął ekskluzywny garnitur.

- Gdzie tak pędzisz?

- Moja lodówka świeci pustkami, podobnie jak żołądek.

Posłałam mu znaczące spojrzenie, a czapka wróciła na swoje miejsce.
- Przypomniałaś mi o tym, że jestem głodny - ponownie się roześmiał i pstryknął palcami w mój daszek. Przez kilka sekund zastanawiałam się czy moja propozycja nie będzie zbyt ryzykowna, ale przecież nigdy nie należałam do rozsądnych osób.

- I tak będę robiła śniadanie, możesz się na coś załapać.
Puściłam do niego oczko, a na jego prawym policzku znów pojawił się ten słodki dołeczek.
- Nie znasz mnie przecież - westchnął - mogę być płatnym mordercą
Za wszelką cenę starał się być poważny, jednak tylko jeszcze bardziej mnie rozbawił.
- Nie wyglądasz na płatnego mordercę, za godzinę przy Neptunie - rzuciłam, nie dając mu szansy na odpowiedź i ruszyłam szybkim krokiem w stronę marketu, uważając by na nikogo więcej nie wpaść.

            O umówionej godzinie stałam przy fontannie wypatrując mężczyzny, dalej nie wiedziałam jak ma na imię, nie trudno było go zauważyć, metr dziewięćdziesiąt wyróżniał się z tłumu. Bez słowa chwyciłam go za rękę i zaprowadziłam do swojej kamienicy, byłam piekielnie głodna.
- Nie myśl, że przyszedłeś najeść się za friko, pomożesz mi - oznajmiłam rozkładając kupione produkty do szafek, na wierchu zostawiłam tylko jajka, ser, pomidory, szynkę i szczypiorek.

- Zdradzisz mi jak masz na imię? - zapytał przyglądając się zdjęciom wiszącym na ścianie w salonie, zatrzymał się na zdjęciu z balu na zakończenie gimnazjum, byłam na nim z Dominiką.

- Roksana - odparłam krojąc pomidory i szynkę w kostki - ta szatynka to ja

- Właśnie miałem o to pytać - zaśmiał się, czułam na sobie jego wzrok, przyglądał mi się uważnie, jakby właśnie w ten sposób chciał mnie poznać - do twarzy ci w blondzie. Zignorowałam jego komplement.
- W szafce przy lodówce stoi tarka, zetrzyj na niej ser - powiedziałam wskazując nożem trzymanym w ręce na małą kostkę sera leżącą na blacie. Kiedy skończyłam kroić rozbiłam do miski jajka, doprawiłam granulowanym czosnkiem, oregano i pieprzem, dodałam wcześniej przygotowaną szynkę z pomidorami po czym wszystko dokładnie wymieszałam.
- A ty jak się nazywasz?
Syk masła rozpuszczanego na gorącej patelni nieco zagłuszył moje pytanie.
- Nazywam się Daniel - odpowiedział skupiony na ścieraniu sera jakby było to najtrudniejsze zajęcie, jakie kiedykolwiek wykonywał.
- Tak jak mój brat - uśmiechnęłam się blado, chłopak podał mi starty ser, podsmażyłam jajka, gdy się ścięły dodałam szczypiorku, posypałam serem i przykryłam patelnię pokrywką, po chwili wszystko było gotowe. Rozłożyłam jajecznice na talerze, posmarowałam chleb masłem i ułożyłam jedzenie na stole.
- Smacznego - zachęciłam Daniela do spróbowania. Wyraźnie mu zasmakowało gdyż szybko zjadł swoją porcję i wziął dokładkę.