Cześć i czołem. :)
Wracam na ten blog, bo stwierdziłam, że minął ponad rok od ostatniego wpisu. Dużo się pozmieniało. Wy się pozmieniałyście. Zakładam, że wiąkszość z was osiągnęła wymarzony cel i teraz jesteście dumne. Mam też nadzieję, że te osoby, które zmagały się z jakimś problemem już dawno mają to za sobą. :)
Przeczytałam te kilka wpisów, które już usunęłam, ale przed ich "sprzątnięciem" przeczytałam, to, co tam wypisywałam i mogę powiedzieć jedno: byłam strasznie głupia, że tak strasznie nienawidziłam swojego ciała. Miałam tak wielką obsesję na pukncie diety, że moje życie się wokół tego obracało. Non stop było coś nie tak. To prawda, nadal nie wyglądam tak jak chcę, nadal zmagam się ze swoimi słabościami, ale kiedy cofam się o ten rok, czy dwa lata wstecz, to nie mogę uwierzyć jak bardzo byłam w tym pogrążona.
Zmieniłam sposób swojego myślenia, podchodzę do tego tematu zupełnie inaczej, zawsze stram się pocieszać samą siebie. Staram się akceptować stan rzeczy, bo wiem, że pewnych aspektów nie zmienie.
Ważę nadal za dużo, ale jeśli znów z dnia na dzień po prostu zacznę rygor, to znów temat diety mną zwładnie i nie będę mogła się odpędzić od tego. Natomiast tak jak wyżej wspominałam, bardziej siebie akceptuję.
Kompleksy mam, bo jestem człowiekem i muszę zawsze mieć te gorsze strony, natomiast jeśli wiem, że mogę to zmienić, jak najbardziej się staram.
Skończyłam 18 lat i stwierdziłam, że skoro na papierze jestem 'dorosła', to w praktyce też zacznę być bardziej odpowiedzialna. Tak oto poszukałam pracy. Dorywcza, 1-2 razy w tygodniu, kokosów nie ma, ale praca jest, pieniądze jakieś zawsze są. Mogę już pozwolić sobie na zakupy, jakąś rozrywkę i nie ciągnąć od mamy, czego strasznie nie lubię.
Pewne rzeczy się nie zmieniły do dzisiaj, ale prawdopodobnie długo jeszcze będę nad nimi pracować.
Czy dietę mam? Tak i nie.
Szczerze mówiąc jem okropnie niepoprawnie. Głównie chodzi tutaj o pory posiłków i ich regularność, której nie ma. Nie jem w nadmiernych ilościach. Jeśli czuję, że już się najadłam, to bastuje. Nie mam czegoś takiego, że "omg to takie dobre i muszę to zjeść". Nie, po prostu jak czuję się najedzona, to odstawiam talerz. Nie jem też byle czego, a słodkości to maksymalnie 1-2 w tygodniu jak mi się naprawdę zachcę.
Czuję, że jestem na dobrej drodzę i przyszły rok zapowiada się interesująco, nie tylko w tym temacie.
Prowadzę też kanał na YouTubie i jeśli ktoś byłby zainteresowany to link wyślę w prywatnych wiadomościach.
A JAK U WAS KOCHANE? Co zmieniło się przez ten rok i jak wasze postanowienia i cele?