Cześć, hm. Co u mnie? Więc może zacznijmy od tego, że wkońcu poczułam się do odpowiedzialności, można powiedzieć, że przełamałam się w jakiś sposób dzięki namowie dobrego ktosia, który wspiera mnie od zawsze i za to jestem ogromnie wdzięczna. Lepiej mi, tak chyba lepiej. Minimalnie, ale zawsze choć ciut. To się liczy. Że nareszcie wyrzuciłam wszystko z siebie, wszystko co dusiłam od dobrych kilku tygodni, miesięcy? Nie wiem sama. Wiem tylko, że dobrze zrobiłam, mimo konsekwencji i skutków mojego zachowania, wiem co się stanie, więc jestem przygotowana na wszystko. Wiadomo jak jest, co mnie boli, dręczy i nie daje spokoju, tak, właśnie. Otóż coraz mniej o tym myśle bo poprostu znam życie, przewiaduje co dla mnie szykuje. Jak to przyjmę w ostateczności? Zobaczę jutro, pojutrze, za tydzień, za miesiąc. Jedyny plus, ogromny plus , poczuć nareszcie tą ulge, z drugiej strony sytuacja wygląda odwrotnie. Jak, gdzie, i co się stanie? Tego na 100 procent nie mogę być pewna, ale zawsze istnieje malutka nadzieja, która gdzieś buduje moje marzenia, przyszłość, mnie ? Najgorzej jest poczuć zawód, momentalnie tracisz zaufanie i pewność do wszystkich i wszystkiego zastanawiając się czy coś tak naprawdę ma głębszy sens w moim tak krótkim życiu?
Mjuuzik | Pytania? tu- http://ask.fm/julooslaw | Facebook