Więc... W końcu muszę to napisać.
Kilka osób zarzuciło mi to, że tak przejęłam się śmiercią Cory'ego. Przecież nie jestem Gleek - właściwie, dlaczego
mnie to obchodzi? Jakoś w czerwcu zaczęłam oglądać Glee. Serial mnie po prostu oczarował.
Z resztą tak jak aktorzy - między innymi właśnie Monteith!
Pamiętam 14 lipca obudziłam się, weszłam na TT i zobaczyłam trend '#RIPCoryMonteith'.
Byłam w szoku, nie wiedziałam za bardzo o co chodzi, ale gdy dowiedziałam się już poczułam się dziwnie.
Nie należę przecież do Jego fandomu - jestem tylko fanką. (Tak, to jest jednak różnica..)
Zawsze bardzo lubiłam Cory'ego - nawet przed moim zafascynowaniem Glee. Trzymałam kciuki za Jego związek
z Leą, za to, żeby wygrał z nałogiem.. Teraz Go już po prostu nie ma.. Wiem, że codziennie umiera wiele osób i nie robię nad
tym 'afery'. Od tego nieszczęsnego 14 lipca codziennie myslę dlaczego akurat Jego to spotkało - nie daje mi to spokoju.
Mogłabym tu jeszcze pisać i pisać... Ale na koniec po prostu chcę dodać, że
mam nadzieję iż Cory jest teraz szczęśliwy. Rest in peace. xx
11.05.1982 - 13.07.2013
https://www.youtube.com/watch?v=--lw9yST1g0
"He didn't die. He took the midnight train going anywhere."