Nie często zdarzało mi się płakać ze szczęścia.
Mam chyba coś w rodzaju deja vu. Tylko zmodyfikowane deja vu. Dużo, dużo lepsze deja vu.
Zaczynam poznawać miłość. Dotąd chyba jednak inaczej ją sobie wyobrażałam. A teraz to zupełnie co innego. I nawet ciężko mi jakimikolwiek słowami ją wyrazić.
Genralnie uśmiech nie schodzi mi z twarzy.
Nowy rok akademicki.
Boże, jak ten czas leci. Szybko. Zadziwiająco szybko. Dzisiejsze zajęcia nie zmęczyły mnie ani trochę.
I w dodatku patrząc przez okno sali 215 widziałam słońce i niebieskie niebo. Idealny dzień. Jeden z wielu.
Wydaje mi się, że musiałam wrócić. Żeby cieszyc się lepiej. Właściwie nie wiem tak do końca z czego. Więc chyba po prostu ze wszystkiego.
Ja na te studia poszłam zupełnie przypadkiem. I teraz okazuje się, że przyszlam tu nie tylko po wykształcenie, ale też po miłość.
Najwspanialsza porażka w życiu? To chyba nadal za słabo napisana matura ;)