Przed kościołem, w którym była chrzczona moja siostra. Oczywiście Poznań. Wystarczyłoby spojrzeć lekko w lewo, by dostrzec blok, w którym kiedyś mieszkałam. Niby nic szczególnego, zważywszy na liczbę ulic, na których mieszkałam w tym mieście...
Ale dla mnie jednak to miejsce jest wyjątkowo ważne. To w tym kościele biegałam z wózkiem podczas chrztu mojej sis, to tam kładłam się na każdą ławkę, by sprawdzić, która wygodniejsza, mimo iż wszystkie były identyczne... Pozdrawiam Nicolę (ciekawe, gdzie teraz mieszkasz...). A że wroga też trzeba docenić, pozdrowienia ślę także do DOSI. (Kochana, wiedz, że mam już konika ;p)
A teraz na poważnie. Ogólnie wczorajszy dzień był jakimś takim... Powrotem do korzeni. Zobaczyłam wszystkie miejsca, w których kiedyś mieszkałam, te kościoły, w których nas ochrzczono. Nie zobaczyłam jednak dawnych znajomych.
Nie zobaczyłam CIEBIE. W tylu miejscach wczoraj byłam, w mieście, w którym pewnie jeszcze mieszkasz...Tak bardzo chciałabym wiedzieć, co teraz robisz... To takie dziwne. Jesteś mi tak bliska, a jednocześnie tak obca. Ogólnie od dnia wczorajszego wciąż mnie to przygnębia... Nie przejdzie mi tak łatwo, bo wiem, co się niedługo wydarzy. Zrobię wszystko, by w ten dzień tam być.
Mały edit. Źle tu napisałam...
Nie jestem przygnębiona tylko załamana ;(;(;(
Nie czuję radości z życia, to wszystko zebrało się na mnie tak... Hmmm... NAGLE.
W takich chwilach człowiek zaczyna żałować, że jest sam.