To nie jest tak, że nie próbowałam tutaj pisać.
Gdy tylko złapałam wolną chwilę, siedziałam przed tym zielonym ekranem i coś próbowałam z siebie wykrzesać.
Nie wiem, dlaczego nic nie chciało ze mnie wypłynąć.
Może to okropne zmęczenie. Ten rok był ciężki. Być może zbyt wiele wzięłam sobie na głowę.
Ale to jest o wiele lepszą perspektywą, aniżeli brak jakichkolwiek dążeń, na który obecnie cierpię.
Myślę, że przyszedł wreszcie czas, by zamknąć niektóre sprawy, pogodzić się z losem, ludźmi i samą sobą.
Nie można cały czas żyć za zasłoną dobroci. Kiedyś trzeba wyjść i wykrzyczeć to, co jest w środku Ciebie. Może to szaleństwo, niepotrzebny wypływ emocji. Być może to tylko darcie sobie gardła, bo inny przejdzie obok tego z zimną obojętnością. Może czasem żal jest spóźniony, wywołuje o wiele większą burzę, jeżeli trzyma się go głęboko w sercu.
A wiesz co jest najpiękniejsze, po burzy, która przeszła nad Twoimi emocjami, a raczej z ich udziałem?
Potem przychodzi spokój.
Nie jest to wielki powrót jednej wielkiej indywidualistki, hipokrytki i optymistki w jednym.
To tylko cichy odzew, że oddycham, mam uczucia i w sumie - mam się dobrze.
Ahoj! :)