Z przykrością muszę stwierdzić, że bałaganiarstwo to mój najbardziej zakorzeniony odruch warunkowy. Ostatnio chyba zaczęłam przyznawać się sama przed sobą, że to jednak musi być cecha wrodzona, bynajmniej w moim przypadku. Zastanawiam się, czy kiedyś dorosnę. Tak zwyczajnie, czy przyjdzie dzień, kiedy trampki schowam do szafy, a na nogi włożę obcasy. Kiedy włosy jakoś przywoicie zwiążę, a makijaż nie będzie rozmazany z powodu łez spływających w najbardziej niekomfortowych momentach: nie mówię tu tylko o łzach smutku. Chociaż w sumie istota mojego wyglądu nie przeraża mnie tak bardzo. To kwestia odrębna i specyficzna, która zależy od interpretacji i samopoczucia oraz samooceny. Czy kiedyś będę gotowa na to by wyjść ze szkoły i zacząć uczyć się żyć i uporządkować bałagan o wiele gorszy niż ten u góry? I czy zdążę? Bo jakby nie patrzeć, zostało mi pięć miesięcy.