To też domowy skan z pierwszego negatywu.
trzynasty
Ciężko mi wstać z tego aksamitnego krzesła, prezentu na urodziny o barwie wyblakłej kadmowej żółci. To też zdecydowanie mój kolor. Przecież żółtym malowano i niebo, i piekło. To barwa najwyższych wartości, mądrości i zdrady, fałszu, bezwstydu równocześnie.
Tak.
Ręce mi się trzęsą po ostatniej herbacie, nie wiem której z kolei. Obok stoi nowa, świeżo zaparzona, właściwie to można powiedzieć, że wcale nie opróżniam kubków.
Łza mi spada po policzku jak te świec. Wygląda w lustrze jak struga przezroczystego kleju, zastyga w miejscu. Może mi z oczu nie spływają łzy? Chciałam sięgnąć po nią językiem, ale cofnęłam go w ostatniej chwili, żeby jednak nie wyczuć, nie upewnić się, że to nie łza.
Nie odsłoniłam dziś zasłon.
Ja może cała jestem z n i e c z ł o w i e k a ? Ciągnę się za to, czym dla Was jest skóra. Ciągnę się za to, czym dla Was są włosy. I czuję, że mogę się z tego rozebrać. Zgadnij ile razy przejechałam dziś na czerwonym, w drodze do domu.