To jest Ania. Ania pracuje na etacie na różne zmiany. Jest dobra w swoim fachu. Niestety zarabia niewiele więcej niż najniższa krajowa. Ania w związku z tym, że pracuje legalnie - jest ubezpieczona. W systemie przysługuje jej prawo do wizyty u każdego specjalisty. Ania cieszy się, że gdy zachoruje, może leczyć się bezpłatnie, a recepty są refundowane. Ale Ania nie choruje.
Ania nagle zachorowała. Zapisała się do lekarza rodzinnego, który odesłał ją do innego lekarza. Ania zapisała się ze skierowaniem na cito na za miesiąc do specjalisty. Po tygodniu Ania stwierdziła, że jej stan jest coraz gorszy. Ani przypomniało się, że ma jeszcze opiekę medyczną z pracy. Zalogowała się na portalu w celu umówienia wizyty. Niestety wybrała konsultację telefoniczną, na podstawie której nie załatwiła niczego. Ania nie ma szerszych usług w abonamencie. Mijał drugi tydzień, a Ania nie wiedziała już co ma zrobić. Próbowała zapisać się prywatnie do specjalisty, ale przecież Ania pracuje i ciężko jej było umówić dogodny termin. W końcu Ania poszła na prywatną wizytę. Lekarz zapytał ją, dlaczego tyle zwlekała i wziął od niej 250zł bez badania. Przepisał receptę na 100%. Ania musiała pójść do niego ponownie, ponieważ leki nie wystarczyły. Ze względu na długi czas oczekiwania na pomoc lekarską, Ania miała powikłania. Ania do tej pory jest dalej chora i wkurwiona. Musi korzystać z recept on-line, bo lekarz wypisał jej znowu za mało tabletek i zaprosił na kolejną wizytę. Ania się spłukała. Nie ma kasy na jedzenie. Chodzi do pracy i nabawiła się lęków nocnych. Do tego zapierdala na nierobów, którzy zajmują jej kolejkę na NFZ. Żyje w kraju, w którym pracodawca płaci za nią wysoki ZUS, ale chuj z tego. Patologiczne madki 800+ zabierają jej miejsce u specjalisty, nie pracując jak Ania.
Ania jest wśród nas, ale niewiele z nas o tym wie.