Zaczęło się tak, to wyglądało jak wróżba, jak puzzle w kształcie patyczków. Ułożyłem je w lotniskowiec i pytam:
- To ten ?
- Jest podobny bardzo, ale tamten miał inny przód starszy.
Przesuwam jednego puzzla i ponawiam pytanie:
- Czy to ten ?
Odpowiedz brzmiała już inaczej była gorsza niż mogłem się spodziewać:
- Tak to ten i mamy przerąbane już po nas nie mamy najmniejszych szans !!!
Tuż po tych słowach rozbijamy się natychmiast o wyspę. Wszyscy wyrzuceni siłą uderzenia ze statku, leżą bezradnie. Co się stało ? Nie pamiętam. Powoli każdy dochodzi do siebie. Chyba nic nikomu się nie stało. Postanawiam wyruszyć wyspą w poszukiwaniu czegokolwiek. Mijam pełno odłamków statków i ludzi. Na szczęście to nie my. Wyspa jest cała piaszczysta, wygląda dosłownie jak pustynia. Myślałem sobie a gdzie te słynne palmy, owoce, i inne egzotyczne wynalazki które pomogły by nam przetrwać. Powoli dochodzi do mnie przygnębienie i załamanie nie dam rady, nie damy rady. Nagle na piachu znajduję mapą, która dla innych mogła być bohomazami z wielkimi kręgami i kilkoma znaczkami wykonanymi przez małe dziecko, ale nie to była mapa, byłem pewien. Postanowiłem odczytać mapę, punkt gdzie jesteśmy, gdzie mamy zmierzać. Przedziwna mapa na piachu która mimo tego iż na niej pokładałem się ze zmęczenia nie zasypywała się nic się z nią nie działo ciągle była czytelna i nie naruszona. Po nie wiem jak długim czasie wszystko było jasne. Wyspa połączona była z oddalonym miastem. Najprawdopodobniej nie chcemy iść do tego miasta, ale gdzie indziej mili byśmy się udać ?
Takie tam przygody na mieście (i to zalotne spojrzenie LOL)