Właśnie przypadkiem natknęłam się na mojego starego photobloga. To takie dziwne nie pisać tu przez tyle miesięcy gdy bywały dni, gdy mogłam tu bywać codziennie. Szkoda, że nie tylko to się zmieniło. Nie rozumiem jak kiedyś mogłam kochać zmiany- teraz ich nienawidzę. Nienawidzę tej świadomości przepływu ludzi, z któym się zmagam, to na nowej uczelni, w nowej pracy.. gdzie nic już nie jest takie samo. Chciałabym mieć wehikuł czasu by móc cofnąć się do tych momentów, gdy byłam najszczęśliwsza, gdy wszystko było takie proste. By przestać myśleć o tym, komu możesz zaufać, a komu nie, bo przyjaźnie nie są takie same, by przestać przejmowac się sesją, by nie myśleć o tym, że fotele w biurze są niewygodne, huddle nie mają okien a projekty ciągną się tygodniami, by nie myśleć o braku faceta, by w końcu odzyskać moje dawne życie, gdy niczym się nie przejmowałam i obracałam się wśród niesamowitych ludzi. Wciąż to robię ,ale sentyment pozostał. Cholera, tak wiele bym dała, by stał się cud. By wszystko stało się prostsze. By ludzie mi bliscy przestali mnie ranić i w przeszłości, i teraz.
And...All these fucking butterflies in my stomach must be murdered. Immidiately. They are driving me crazy.