Powiem wam, że życie jest piękne, jeśli tylko doceni się to, co oferuje, i nie będzie się bało poszukiwać szczęścia.
Po ostatnich niezbyt przyjemnych stanach w końcu chyba znalazłam się na chwilę w równowadze.
I nie mam zamiaru tego zmarnować i zaprzepaścić.
Odkąd przyjechałam ponownie w okolice Wrocławia, spotyka mnie tyle pozytywnych i przełomowych rzeczy, że mogłabym napisać o tym powieść na 500 stron przynajmniej.
Wspaniali, naprawdę cudowni ludzie, akcje, które będę jeszcze długo wspominać, teksty, które nieprędko wyjdą z mody...
Ogromna ilość czasu spędzona na łonie natury okazuje się też niezwykle ważnym czynnikiem. Najlepiej, jak się śpi na skoszonych trzcinach, pseudolegowisku ze starej kanapy, w namiocie albo w aucie. Gdy ma się do mycia tylko zimną wodę nalewaną z baniaka do konewki służącej za prysznic. Gdy budzą Cię ciepłe promienie słońca, którego wschód oglądałeś parę godzin temu. I wcale nie czujesz się niewyspany, nawet po 1-2 h snu parę dni z rzędu. Gdy jest się wśród ludzi, którzy akceptują Cię takim, jakim jesteś, i traktują niczym członka rodziny. Wielkiej, patologicznej rodziny. Gdy możesz robić głupstwa bez obaw o to, co ludzie pomyślą, możesz śmiać się ze wszystkiego i po prostu cieszyć życiem niczym małe dziecko.
Tak. To jest skrócony opis 3 dni z mojego życia. 3 dni, które chyba najbardziej mnie odmieniły.
I to uczucie... Bezgraniczna radość, bez powodu, ot tak, w najczystszej postaci. Radość, która kojarzy mi się z najlepszymi chwilami dzieciństwa.
Nie sądziłam, że doznam jeszcze tak beztroskich chwil. Teraz wiem, że może być ich jeszcze baardzo dużo. I mam nadzieję, że tak właśnie będzie.
To były jedynie 3 dni z ostatniego tygodnia. Pozostałe 4... Niestety już nie tak blisko natury, jednak wciąż bliżej, niż w Warszawie. Znacznie bliżej. Moi ukochani ludzie i jeszcze paru innych równie wspaniałych, ale krócej znanych, pełna swoboda w działaniu, bardzo dobre jedzenie... A oprócz tego bardzo dużo zabawnych sytuacji (co najzabawniejsze większość na razie jest ściśle związana ze mną, hah), teksty, które chyba długo jeszcze będą hitem, wyprawy w góry i możliwość uczenia się, próbowania rzeczy, których przedtem nie miałam okazji (przez brak odpowiedniej sytuacji bądź ze swojej 'winy') spróbować.
Nauka szermierki, walki, strzelanie z łuku, oprócz tego praca nad samą sobą...
Do tego zdobywanie wiedzy teoretycznej, której tak mi brakowało. W końcu mam odwagę pytać, błądzić, poszukiwać. I w końcu udaje mi się dość zdobyć, odnaleźć, osiągnąć.
Chciałabym, by ten okres trwał jak najdłużej. Chcę poukładać sobie w głowie, nauczyć się jeszcze więcej rzeczy, które mnie interesują, odbyć jeszcze więcej pouczających, wartościowych rozmów. Chcę Żyć.
Żyć tak, jak sobie wymarzyłam.
Być taką, jaką chciałam.
A chciałam być szczęśliwa. Po prostu.
I chwilowo jestem.
Robię to, co naprawdę mam ochotę robić, o dziwo nie jest to leżenie cały dzień w łóżku i siedzenie przed kompem.
Uczę się, bardzo dużo. Ale uczę czegoś w sposób odmienny niż na uczelni czy gdziekolwiek. Teraz poznaję wszystko sama, a każdy przekazany fragment teorii poparty jest pewną dawką doświadczeń w praktyce. Mam szansę poczuć, kiedy jakiś ruch jest nieprawidłowy, mogę sama dojść do pewnych wniosków i rozwiązań.
No i ostatecznie mogę sama, bądź z pomocą pewnej cennej osoby, uruchomić swoje myślenie i zacząć świadomie patrzeć na świat, życie, siebie, na wszystko.
Otwieram uszy.
Otwieram usta.
Otwieram oczy.
Otwieram umysł.
Otwieram się.
Życie jest piękne. Naprawdę.