photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 9 STYCZNIA 2014

Koooniec tego , no no

Każdy ma gorsze dnie, czasem psychicznie czasem fizycznie. Dzisiaj w szkole mooocny wycisk na w-f'ie, czułam, że już nie daję rady- powoli zanikały mi mięśnie nóg po podskokach na ławkę x 20 x 3... Męcząco okropnie, ale się nie poddałam. A nauczyciel jaki dumny! Za to pot laaał mi się po twarzy.. No ale jak już trenować, to na maksa. Nienawidzę "niedosytu" po treningu, wolę padać na pysk parę dni z koleji po, a trening mieć dobry. Zaraz po szkolę zapiliłam jointa z kolegą, tihihihi kocham to uczucie. Nawet gastro nie miałam! Tj 3 gumy do żucia mnie "zapełniły" i po czasie znikło :3  Później w końcu spędziłam trochę czasu z psiapsiółą, jednak potem.. Z centrum handlowego- ona pojechała do chłopaka a ja do domu. I co? Moi cudowni rodzice pojechali do szkoły młodszej siostry na jakiś festiwal, a ja nie miałam klucza. Mróz na dachu był widoczny, ale co tam wspięłam się tak aby wejść tarasem. I co?! Taras zamknięty. Zamarzałam. Poszłam (1km) do szkoły siostry, i tam ich spotkałam. Bez słowa, stanęłam przy nich a potem weszłam do samochodu. Chamski komentarz od ojca "co, cudowni przyjaciele cie wystawili? że aż wracasz do okropnych rodziców?' - został ziignorowany, a poza tym, od 5 dni jest cisza. Od niedzieli ani razu z nimi nie rozmawiałam.

 

 

Po tak dużym wysiłku mój ogranizm wołał o cukier. Poddałam się. Trochę M&M'ów, mini-snikers, kinder maxi- jeden batonik w brzuchu. Krakersy jakieś 80 gram. Jabłko. +400 kcal, na oko. Cóż, bywa i tak. Jednak teraz, poddaję się w "zdrowym" odchudaniu się "po niezdrowemu". Teraz, będę miała gdzieś ilość protein, tłuszczu i węglowodanych. Teraz będę jeść większe ilości warzyw, owoców a mięso ograniczę. Ser również zostanie ograniczony, nawet nie jeden plasterek dziennie. Teraz, nie czuję dłużej głodu. Tylko pokusa- oraz systematyczne jedzenie co 3 godziny mnie ZMUSZA do jedzenia. Bez problemów dałabym radę nic nie jeść. Jednak nie zrobię sama tego sobie, nie nie nie. Wolę powoli, powoli iść do celu. Dobra, szczerze to chciałabym przyspieszyć tępo. Mam dooość tych powolnych kroków, powolnych 0,*kg zmniejszających się dzień po dniu... Zbyt wolno idzie. Ale taak, wiedziałam o tym. W planach było ogólnie 1 kg tygodniowo, aczkolwiek ważąc się rano na wadze, widząc minimalną różnicę/ stop w zmniejszaniu się mnie podłamuje. Tracę motywcję. Jednak nie, nie nie nie stanowczo nie, nie poddam się. Nie mogę. To jest ostatnia rzecz na której mi teraz zależy...  Dlatego też po dużej ilości cukrów, mały jogging 1km wyszedł na dobre :) A ostatnie 0,1 km sprintem, aah nieczucie nóg i pchanie mimo że dech zapiera w piersi jest takie.. przyjemne, i męczące.

 

 

Jutro piątek. Weekend. Trochę wkuwania do prezentacji, do testu z historii na nast tydzień nie jest złe, szczerze nawet łatwe materiały. Jednak.. Boję się, że się do tego nie zbiorę. Boję się, że będzie stop w wadze a ja powoli się poddam. Boję się, tego że nigdy już w moich relacjach z rodzicami się nie polepszy. Boję się, że nie znajdę żadnego dobrego liceum które mnie będzie satysfakcjonować. Boję się braku czasu dla konia. Boję się.. Boję się życia, boję się podejmować złych decyzji. A strach, przytrzymuje mnie strasznie, zapadam się w dół. Powoli, powoli... I jakbym nie mogła się odepchnąć, zatrzymuję się i czuję, że ciężar nie odpuści. Że przytrzyma mnie w dole, a ja... Stracę ostatnie siły, i że taki będzie koniec.. Koniec tych 0,0001% motywacji, satysfakcji, tej malutkiej iskierki szczęścia. Bo kiedy ona zgaśnie... Skończy się. Będzie to koniec mnie. Dosłownie.

Komentarze

blacknesse strasznie podziwiam Cię za tą motywację :)
10/01/2014 17:00:54
Zarejestruj się teraz, aby skomentować wpis użytkownika joannasdiary.