Ostatni dzień bezkrólewia, to pozwolę sobie zamieścić jeszcze jeden wpis. Będzie zapas do końca roku xd
Byłam wczoraj na nietypowej rozmowie kwalifikacyjnej. Pierwszy raz w życiu spotkanie zaczęło się od podpisania klauzuli poufności. To by wyjaśniało czemu pracodawca nie zdecydował się prowadzić rekrutacji zdalnie. Było dziwnie. Temat moich kompetencjach i doświadczenia zawodowego zajął może 2% całej rozmowy. Przez całą resztę czułam się jakbym zdawała jakiś test psychologiczny. Pytania w stylu: jak blisko Pani sercu są biedne dzieci głodujące w Afryce? Mając możliwość okraść dowolną osobę z dowolnej sumy pieniędzy to kogo bym okradła i na jak dużą sumę. Czy nie uważam, że pingwiny powinny być fioletowe. Wolałabym mieć skrzydła czy ogon? Oczywiście to nie są dokładnie te pytania, ale klimat absurdu był identyczny.
Na początku próbowałam wyjaśnia, że to są ciekawe dla mnie zagadnienia, ale nie jestem pewna czy w zderzeniu z rzeczywistością zachowałabym się naprawdę tak jak podpowiadają moje ideały. Prawdopodobnie nie. W każdym razie Pan, który prowadził rekrutację był miły, pozwalał mi mówić. Chwilami miałam wrażenie, że w ogóle nie interesuje go to co mówię tylko prowadzi jakąś gierkę. A żeby nie było aplikowałam na bardzo standardowe stanowisko. Nic nadzwyczajnego. Ale przyznam, że po tej rozmowie jestem naprawdę zaintrygowana tym stanowiskiem.
Czy u Was też jest tak szaro, buro i ponuro?
A teraz z innej beczki. Bo ja jestem naprawdę kiepska w domyślanie, a biorąc pod uwagę czas, w którym pojawiają się niektóre posty na fb przeszła mi przez głowę głupia myśl, że niektóre słowa, faktycznie mogą być skierowane do mnie. (Moja wewnętrzna feministka twierdzi, że wcale nie taka głupia). Byłoby to chyba jeszcze bardziej absurdalne niż moja wczorajsza rozmowa o pracę, ale z racji braku lepszego zajęcia podejmę się tej analizy.
Pominę fakt, że chwilę temu nasz "Podmiot Liryczny" (zwany później P) był z pewną dziewczyną i to relacji z nią tyczyła się większość ostatnich wpisów. Jeszcze wcześniej dość mocno oberwał emocjonalnie i te uczucia też dość długo rezonowały na pojawiające się pisy. Nie widzę bodźca który mógłby sprawić, aby nagle zmienił ton i zaczął pisać o mnie. Ale załóżmy, że P pisze chaotycznie, miesza wątki, co chwila dodaje i usuwa wpisy więc pewnie jakiejś część w ogóle nie widziałam, a tak poza tym nikt nie powiedział, że nie można mieć w serduszku kilku osób jednocześnie.
Pierwszą kwestią, która z mojej perspektywy nie bardzo się zgadza jest wyraźne oczekiwanie działania z mojej strony, może bezpośredniej wiadomości. Tylko, że ja zostawiłam już wiadomość. Nawet więcej niż jedną, które cały czas wiszą bez odpowiedzi, a Podmiot liryczny jasno napisał, że nie chce być "przywoływany do telefonu" kolejnymi wiadomościami. Więc wisi niedokończony, mało przyjemny i raczej niezachęcający do dalszej rozmowy temat. Podmiot liryczny może nie chce do niego wracać, a może ma mnie w dupie, w każdym razie zdecydowanie to nie ja jestem tą osobą, którą trzeba ciągnąć. No ale jeśli ma mnie w dupie to nie pisałbym, że jestem "słodką tajemnicą", a już na pewno nie, że mam mieć tego świadomość - absurd pierwszy.
Kolejny absurd to określenie "nie umiesz ze mnie czytać jak kiedyś" - Zgadza się na spotkaniach cudownie się gadało, nić porozumienia misternie się zaplatała i mogłaby być pokazem kunsztu prowadzenia konwersacji. Ale to działało tylko w odległości wyciągniętej dłoni, kiedy w powietrzu dało się wyczuć zapach odżywki do włosów i osobliwego zapachu ciała, a spojrzeniem można było weryfikować intencje rozmówcy.
Ale pisanie wiadomości z P to był koszmar! Jakieś bezsensowne kropki, stawiane nadmiernie mimo, że wielokrotnie zwracałam uwagę jak bardzo ich nie lubię i wybijają mnie z rytmu i są zwyczajnie nieuprzejme. Nigdy nie wiedziałam kiedy P żartuje, a kiedy mówi poważanie. Czasami odnosiłam wrażenie, że on wcale nie chcesz ze mnie pisać i gdyby nie fakt, że spotkania w realu wypadały super to uznałabym to za jakiś żart. Samo pisanie było dla mnie frustrujące (żeby nie powiedzieć wkurwiające). Naprawdę nie wiedziałam czego on chce, z resztą nadal nie wiem.
Więc jeśli P teraz twierdzi, że wszystko zostało powiedziane, bo napisał o tym na swoim blogu - to niech idzie do diabła, bo to dla mnie kolejny absurd. Nic nie zostało powiedziane. Pisanie zawsze było byle jakie i prowadziło jedynie do nieporozumień. W mojej ocenie aby stwierdzić, że "wszystko zostało powiedziane" to trzeba skończyć tak jak się zaczęło - w realu.
No ale podmiot Liryczny nie chciał się spotkać. To nie ze mną jeździł samochodem. To nie we mnie się zakochał. To nie ze mną marzył o wyłączności i zapewne jak teraz to czyta to ma niezłe WTF na twarzy, ale parska śmiechem.
Chyba zakończę w temacie sprzeczności. Nie żeby to było wszystko co mam do powiedzenia, ale na tym blogu i tak nie było jeszcze tak długiego wpisu. Reszta absurdów i niezaczęty temat tego co sprawiło, że w ogóle pozwoliłam sobie na ten egocentryzm i uznanie, że słowa Podmiotu Lirycznego mogą być skierowane do mnie muszą na razie pozostać wyłącznie u mnie w głowie.
4 dni temu
29 MAJA 2022
25 MAJA 2022
24 MAJA 2022
23 MAJA 2022
17 STYCZNIA 2022
11 STYCZNIA 2022
3 STYCZNIA 2022
Wszystkie wpisy