Obejrzałam '500 dni miłości'. Chciałabym nie mówić nic. Ale milczenie... nie, ja muszę z siebie to wyrzucić!
To, że ten film jest prawdziwy aż do bólu, że za wiele w nim z życia, a przecież filmy powinny być takie by dawać nadzieję, poczucie wyjątkowości świata i tak dalej. Powinny!
Ale przecież wcale nie, bo Tom wszak ma rację mówiąc w jednej ze scen, że żyjemy w pieprzonej fabryce zła, gdzie (wymienia popowe, jakby rockowe nie!) piosenki, filmy, książki, kartki, wszystko wypacza pojęcie ludzi o uczuciach, oducza ich wyrażania tego co czują, a w ogóle to słowo 'kocham' nie znaczy nic.
Poza tym ten film pokazuje pewną smutną prawdę - połowa z tego co odczuwamy jest naszym złudzeniem, naszym dopowiedzeniem, kłamstwem. I że trzeba któregoś dnia zrozumieć, że nie powinno się małym rzeczom nadawać znaczenia, że przeznaczenie nie istnieje, że to tylko przypadek, dobra godzina, własciwe miejsce. To w zasadzie film demotywujący wszystkich romantyków bezinteresownie i niezaprzeczalnie wierzących w miłość (swoją drogą jedne z najpiękniejszy słów w filmie: -Wierzysz w miłość? -Z Mikołaja wyrosłem, z miłości nie.).
A z drugiej strony przecież NIE!
Ech. Ja wiem co on zrobił ze mną.
Zamknął mnie na połtora godziny w świecie Toma, który ma ze mną przerażająco wiele wspólnych cech. I oto zobaczyłam kawałek historii jak z bajki (wiecie, Ikea i tak dalej), a potem jej powolnie rozpadanie się i rok dochodzenia do siebie. Dużo dni bólu, otępienia. Ale co jest ważniejsze? Te dni jak z bajki. Nie 500 a zdecydowanie mniej, ale te dni, dla których warto było spotkać Summer. Te wszystie małe ważne rzeczy, które dawały szczęście.
I tak ja, w głębi swojego popapranego serca też bym chciała trochę takich dni. Nawet te wszystkie 500. Bo ja... Jak w 'Zakochanym bez pamięci' (wracamy do punktu fabryki zła, co?) wierzę, że 'i co z tego'. I co z tego, że bedzie bolalo? I co z tego, że się kiedyś skończy? I co z tego, że nie bedziemy razem do końca świata, bo... bo życie? (mniejsza że w jeszcze głębszej głębi myślę: a może będziemy? a może się nie skończy?). I co z tego?
My, my, my. Kto? Nikt konkretny. Ot. Książę "Tom"?
Jest już późno. Powinnam iśc spać, a nie się wylewać na temat jakiegoś filmu.
Nevermind.
Dobranoc.
PS: Czy wam, którzy oglądaliście ten film, Summer też tak strasznie przypominała Katy Perry? ;)
We are waiting for a train. A train to take us far away...
Użytkownik jetblackdream
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.