Ostatnimi czasy, jedynym środkiem masowego przekazu, który działa na mnie jak kołysanka jest siedemnastocalowy ekran, który przez wakacyjny okres namiętnie zajęty jest puszczaniem przeróżnych programów rozrywkowych, seriali, filmów wszelakich gatunków w postaci powtórki po raz setny. Czas zmarnowany na oglądanie tego pudełka odzywa się właśnie w wakacje, kiedy to po naciśnięcu magicznego przycisku, widzimy cofnięcie maszyny czasu w postaci kolorowego programu, bądź serialu. Jedyną rzeczą, która cały czas jest nowa, to wiadomości, które oblepione polityką wykrzykują codziennie inny problem, czasami jakąś dobrą wiadomość. Zdecydowanie książki mają w sobie więcej magii. Tam, wyobraźnia ma swoje pole do popisu. Chyba naszła mnie chęć, na dokończenie książki, która już obrosła kurzem. Narazie. Post Scriptum. Czy warto czekać?