Poszedłem na zaplecze, żeby wdychać amfetamine. Poczułem to uczucie spokoju. W końcu. Nie chciałem znów zacząć brać, ale po prostu nie mogłem przestać. To było dla mnie niewykonalne. Po tych wszystkich odwykach i cierpieniach nikt nie zdołał mi pomóc. A ja nie umiałem pomóc sobie. Nie znałem siebie, więc jak ktokolwiek inny mógł mnie poznać?
-Chodź już, Patryk.-Dziewczyna szepnęła mi do ucha obejmując mnie nogami i przyciągając do siebie. Przejechałem dłonią po jej udzie pieszcząc gładką i gorącą skórę na jej ciele. Odepchnąłem ją lekko, zapiąłem spodnie po czym rzucając suche ''do zobaczenia'' opuściłem aptekę naćpany. W zakładzie pod pretekstem bólu głowy wsunąłem się od razu do łóżka.
-Dzwoniła twoja matka. Chce się z tobą zobaczyć.-Oświadczył wychowawca.
-Nie chcę nikogo widzieć-Warknąłem. Nie nalegał. Rzucając na mnie badawcze spojrzenie, nie zastanawiając się skąd wziął się zapach dymu papierosów, wszedł z powrotem tylnymi drzwiami. Po chwili poczułem czyjąś ręke na moim ramieniu. Odwróciłem się. Ed uśmiechał się do mnie przyjaźnie.
-Masz ognia?-Zapytał. Wyciągnąłem z ręki zapalniczke i papierosa, bo, rzecz jasna, u niego pytanie o ogień odnosiło się też do ''Daj papierosa, bo nie miałem kasy żeby kupić''.
-Czemu nie chcesz widzieć się ze swoją matką?-Zapytał cicho. Spuściłem głowę nie śpiesząc się z odpowiedzią. Poczułem przypływ złości.
-Bo nie.-Odparłem.
-Ale co to znaczy ''bo nie''-Powiedział naśladując mój głos w ostatnich słowach. Wzruszyłem ramionami.
-Nie chcę i tyle.-Wydusiłem z siebie.
-Stary, jesteś tu od dwóch miesięcy, a ani razu nikt cię nie odwiedził.
-Ciebie też nikt nie odwiedza.-Uciąłem.-No, i gdzie twoja matka?-Przyjaciel spochmurniał. Teraz patrzył gdzieś przed siebie. Wypuścił dym z ust.
-Moja matka nie żyje.-Powiedział. Ciągle patrzył w ten jeden odległy punkt.
-Przykro mi. A za co w ogóle siedzisz?-Próbowałem zmienić temat. Zaśmaił się nerwowo, ale jego oczy jakby się zaszkliły.
-Za kradzieże i napad.-Powiedział już tym wesołym głosem.-A ty?
-Też ca kradzieże.-Skłamałem. Nie odważyłem się powiedzieć mu prawdy. Że siedzę w poprawczaku, bo próbowałem zgwałcić dziewczynę i tego, że jestem narkomanem też mu nie powiedziałem. Za to on powiedział mi wszystko o sobie i swojej rodzinie. Kiedy mówił o swojej matce, miałem wrażenie, że powstrzymuje wybuch płaczu i zamiast tego wybucha zduszonym i nerwowym śmiechem. Wygadał się. Pozwoliłem mu na to. Lecz sobie na to nie pozwoliłem.
Następnego dnia, gdy właśnie kończyłem grabić liście, wychowawca oznajmił, że ktoś chce się ze mną widzieć. Zdziwiony poszedłem do pokoju odwiedzin. Zapłakana dziewczyna opierała się o stolik. Czerwone włosy opadały na jej twarz mocząc się od łez. W niczym nie przypominała tej Doroty, którą znałem. Tej wesołej, tańczącej i rozgadanej, która po przyjacielsku obejmowała mnie ramionami i pukała w plecy. Gdy odgarnęła włosy z twarzy przeraziłem się. Wyglądała na dużo starszą niż była w rzeczywistości. Lecz to co usłyszałem od niej po chwili wstrząsnęło mną najbardziej.