Dym papierosów niósł się chyba przez całe miasto. Na jednym z niskich daszków Ed otwierał kolejną puszkę piwa. Chłodne powietrze dodawało nastroju temu listopadowemu wieczorowi.
-Dobre. Ale zbierajmy się. Zaraz zacznie lać.-Powiedział Wojtek.
-A co, deszczu się boisz?
-Nie, ale mam nówki.-Wskazał na swoje adidasy. Przypomniało mi się upomnienie wychowawcy ''Tylko nie wracajcie za późno''. A właśnie dochodziła 17.
-A ty co się tak na mnie gapisz? Uważaj, bo pomyślą że jesteś gejem.-Stwierdził Ed. Wszyscy wybuchnęli śmiechem, łącznie ze mną, mimo tego, że to zdanie było skierowane do mnie. Ed miał takie poczucie humoru, że nie sposób było się nie roześmiać. A w dodatku on jeden z tego całego towarzystwa był moim prawdziwym kumplem, a nawet przyjacielem.
-Nawet wyglądasz jak pedał.- Rafał tym razem powiedział za dużo. Rzuciłem go na ziemię łapiąc za gardło.
-Nic nie mówiłem! Nic nie mówiłem!-Krzyczał próbując się uśmiechnąć, choć nie bardzo mu to wyszło. Szczęke miał nadal krzywą. Okropnie go wówczas urządziłem. Prześlizgneliśmy się przez siatkę, następnie przeskoczyliśmy przez płot i wracaliśmy osiedlem. Wzdrygnąłem się, gdy Ed rzucił pustą butelką o ścianę jednego z bloków. Drobne kwałki szkieł rozprysły się na trawniku.Szliśmy tym rozkołysanym krokiem, jak to twardziele. My, chłopaki z poprawczaka.
-Muszę coś jeszcze załatwić.-Mruknąłem -Dołącze do was później-Dodałem widząc na jednym z budynków napis Apteka.-Dawaj moje cukiereczki! Dawaj moją amfe!-Wparowałem do apteki. Iza stała tam, jak zawsze za ladą, w tym białym fartuszku. Ileż to razy go z niej ściągałem, ileż to namiętnych chwil przeżyliśmy na tej ladzie. A teraz ona patrzyła na mnie z niepewnością. Czyżby już mnie zapomniała?
-Oj, kochanie, takich jak ja się nie zapomina!-Krzyknąłem opierając się o ladę i wychylając w jej stronę.
-Patryk...-Nagle jakby coś rozświetliło jej umysł. Oh tak, Patryk, nikt dawno tak mnie nie nazywał. Ed i reszta chłopaków zwykł mówić do mnie ''Pat'', do czego się zresztą przyzwyczaiłem.
-Dasz tą amfę?-Zapytałem. Nie byłem pewny co robię. Tyle odwyków i cierpienia, a wystarczyło dać mi jedną przepustkę i już wszystko na marne. No i dałem słowo wychowawcy. Ale przecież obietnice narkomana nic nie znaczą.
-Wyszedłeś już z poprawczaka?-Zapytała wyciągając z pudełka woreczek z białym proszkiem.
-Nie, jestem na przepustce.-Odparłem wyrywając jej z rąk ''moje cukiereczki''. Potem wszystko potoczyło się jak dawniej. Leżeliśmy nadzy na ladzie. Mimo wszystko wyobrażałem sobie, że robię to z Majką.