Dziewczyna bezskutecznie próbuje skupić się na nauce. Wzory z chemi mylą się. Jutro sprawdzian, nie chce znowu dostać słabej oceny. Z słuchawek wprost do jej uszu i serca płynie ''Forever young'', piosenka do, której pierwszy raz razem tańczyli. Jak chciała go pocałować, a on ją odepchnął. Pamięta jak nieraz wspólnie gawędzili popalając papierosy, pamięta jego piękne zielonobrązwe oczy, jego wzrok, cudowny uśmiech, zmierzwione włosy i kolczyk w uchu. Mimo, ze go kocha, to i tak nie może go zrozumieć. Teraz wszystko jest inne. On jest w poprawczaku. Są tak oddaleni od siebie.
Mama bez zapowiedzi wchodzi do jej pokoju. Stawia na biórku kubek z gorącą herbatą malinową. Dziewczyna dziękuje jej nieznacznym skinieniem głowy i uśmiecha się. Światło lampki ustawionej na biórku oświetla jej twarz demaskując nieszczery uśmiech.
Zakład poprawczy. W tym samym czasie.
-Kurwa, Pat, dawaj!-Ed, chłopak o włosach wygolonych po bokach i kolczykiem w wardze rzuca mi metalową rurę. Wraz z paroma innymi chłopakami śmiejąc się dewastujemy tylną bramę. Gdy ochroniarz to zauważa szybko nas przegania, a my uciekamy rechocąc po wariacku. Jeden papieros na pięciu i zaspokajanie ciągłej potrzeby niszczenia. Zakład Poprawczy, miejsce w którym z zagubionego chłopca robi się prawdziwego bandytę. Siedząc na poręczy palimy kolejnego papierosa. Rafał uśmiech się do mnie przyjaźnie. Już zapomnieliśmy co wydarzyło się zaledwie dwa tygodnie temu, gdy przyjechałem z leczenia.
Szłem korytarzem. Wtedy on mnie zauważył. Jednym kopniakiem w brzuch zbił mnie z nóg i wyciągnął z kieszeni skórzanej kurtki parę papierosów. Następnego dnia moja pościel jest cała mokra, a do tego okropnie śmierdzi. Dobrze wiem, że to sprawka Rafała. Zanoszę ją do woźnych. Jedna z nich, uśmiechnięta, z pucowatą twarzą mówi, że zaraz zmienią kołdre, że takie rzeczy się zdarzają.
-To ja załatwie tego sukinsyna!-Krzyczę, rzucając jej pod nogi pościel przesiąkniętą moczem. W kącie korytarza Rafał gasi papierosa. Podbiegam do niego wściekły, nie tylko z powodu pościeli, ale też z braku heroiny.
-Ty skurwielu!-Rzucam go na poręcz wymierzając kilka ciosów pięścią, i kilka mocniejszych, ale otwartą dłonią rozkrwawiając mu twarz. Usilnie trzyma się poręczy, więc z całej siły kopie jego ręce, aż stają się zakrwawione. Spada z kamiennych schodków. I ostateczny cios. Z rozbiegu kopię go w tył głowy tak, że jego głowa z chrzęstem opada do przodu. Gdy już zdążyłem uciec podbiega do niego wychowawca z woźnym i zawiadamiają pogotowie. Potem opowiada wszystim jak to nieszczęśliwie spadł ze schodów...
Następnego dnia jesteśmy już dobrymi kolegami.