Zastanawiam się czy to dobry pomysł wpuścić kogoś do mojego życia tak blisko. Musiałabym trochę się przy tym nakombinować żeby to załatwić formalnie. Nie jestem pewna czy warto. Czy ona jest tego warta. Lubię ją. Zależy mi na niej. Ale nie jestem pewna w jaki sposób ona mnie traktuje. Jak podchodzi do naszej znajomości. Nie chciałabym postawić wszystko na jedną kartę i zostać wystawioną. Chciałabym, ale nie potrafię jej zaufać. Czasem mam wrażenie, że rozmawiam z dwoma różnymi osobami. Raz jest świetnie, jest dla mnie miła, nawet rzekłabym czuła. A za chwilę totalny zwrot, zupełnie inna osoba. Nie jest dla mnie niemiła czy wredna, ale staje się taka& oschła. Mam wrażenie, że się jej narzucam. Kilka godzin wcześniej sama o mnie zabiegała (no nie dosłownie, ale powiedzmy, że można to tak ująć), a później nagle mam wrażenie, że jestem dla niej zbędnym balastem i chce się mnie pozbyć. I tak jest cały czas. Powinnam się przyzwyczaić i mieć wyjebane. Albo przynajmniej wiedzieć, że jak jest dobrze, to za chwilę będzie źle. To znaczy ja to wiem. Doskonale o tym wiem. Ale co z tego. I tak się przejmuję. Boli mnie to, chociaż nie powinno. Chyba za bardzo zaczęło mi na niej zależeć. Zaczynam się zastanawiać czy to nie jedna z tych toksycznych relacji, w które z takim uwielbieniem nieświadomie brnę. Ale nie potrafię tego przerwać. Wiem, że ona jest dobra. Jest dobrą i mądrą osobą, ale życie bardzo ją skrzywdziło i dlatego teraz się tak zachowuje. I wiem, że ma kłopoty. Ma naprawdę beznadziejną sytuację w życiu i nie mogę jej tak zostawić. Nie chcę, nie potrafię. Tylko coraz częściej zastanawiam się, czy zamiast wyciągnięcia jej na powierzchnię, nie utopię się razem z nią&
To naprawdę trudne. Nie wiem co mam zrobić i nie mam kogo się poradzić. Bo nikt tak naprawdę nie może uwzględnić najważniejszego czynnika, jakim jestem ja sama. A dokładniej moja zaburzona osoba. Nawet mi ciężko przewidzieć co powinno być dobrym wyjściem z tej sytuacji. Bo nie jestem w stanie ogarnąć jak będę się zachowywać, w jakim będę stanie.
Gubię się. Gubię się w tym wszystkim. Chciałabym dobrze. Ale boję się żeby nie było gorzej. Paraliżuje mnie strach na myśl o podjęciu jakiejś decyzji. Czy w ogóle jakaś jest dobra? Czuję, że każdej będę żałować.
Nie jestem pewna, czy chcę z nią mieszkać. Chciałabym. Ale boję się utraty niezależności. Boję się, że nie będę miała dokąd uciekać w samotność. A są momenty kiedy tak bardzo tego potrzebuję. Lubię być sama. Czuję się bezpiecznie, kiedy wiem, że mogę się zamknąć. Stracę to. Chyba nie jestem na to gotowa. Nie jestem na tyle silna, żeby przeciwstawić się innym i dopiąć swego. Bo kiedy tak już się stanie mogę tego żałować&