17 styczen- piatek. Znow chlala, jak co weekend, koles sie do Niej podwalal, a Ona go zlewala, myslala tylko o tym, ze jutro sie spotkaja. Wyjebala w twarz natretowi, nienwidzila facetow, ktorzy nie rozumieli slowa:"Nie". Pisali, smiala sie do telefonu.
18 styczen- sobota. Obudzila sie z potwornym kacem, oczywiscie kto mogl Ja obudzic- Matt jechal do rzeznika, gawedzili chwile, smiali sie. Miala idealny humor, wyczekiwala spotkania. Cos jednak peklo godzine przed spotkaniem, nakladala makijaz, a lzy same plynely. Przeszlosc Ja brutalnie uderzyla. Napisala ta glupia sucz, ta sucz, ktora zniszczyla Jej narzeczenstwo. Dlawila sie lzami, nie mogla sie uspokoic, zmyla makijaz i nalozyla go od nowa. Schodzac przed blok nalozyla sztuczny usmiech. Przywitali sie, nogi sie ugiely, byl tak przystojny, mial tak cudowne oczy i ten slodki lobuzerski usmiech. Od razu zauwazyl, ze nie ma humoru, probowal Ja zagadac, a Ona zlewczo odpowiadala. Wsiadajac do samochodu poznala Jego siostry, na pierwszy rzut oka, mile dziewczyny, jak pozniej sie okazalo, sa najlepsze. Pojechali na 18stke Ich wspolnej kolezanki. Marudzila jak to Ona, glaskala psa i odzywala sie pol slowkami, On jednak sie nie poddawal, caly czas sie patrzyl, usmiechal, zagadywal. W pewnym momencie sama sie zlapala na tym, ze zerka na NIEGO, gdy On nie patrzy, czula Jego spojrzenie na sobie. Poczula sie znow pewnie, stwierdzila, ze pobawi sie w zimna suke bez uczuc. Umyslnie sie usmiechala, umyslnie niby przypadkiem za dlugo patrzyla mu w oczy. Widziala, ze ten z pozoru pewny siebie koles, po prostu peka pod naporem Jej spojrzenia, ze traci swoja pewnosc siebie, lubila te gierki, czula, ze jest w swoim zywiole. Mieli pic, jak to na 18stce wypada. No to polecieli po sok, Ona zostala z mlodszym bratem kolezanki. Zapunktowal faktem, ze kupil Jej jeden z ulubionych sokow. Zaczeli zartowac, Jego pewnosc siebie znow wzrosla. Zaplili ziolo, zaczela marudzic, ze jest Jej gorzko, podlapal to dosc szybko i pocalowal. Byla w szoku, sadzila, ze sie na to nie odwazy, kokietowala, ale byla pewna, ze tego nie zrobi, zaskoczyl Ja. Przestarszyla sie, bala sie na nowo do kogos zblizyc po nieudanym zwiazku, odsunela sie. Wypili jednego szybkiego, cos w Jego spojrzeniu mowilo, ze zaluje, ze sie odsunela, Ona poczula, ze chce tego, ze chce kolejny raz postawic wszystko na jedna karte, zapila wodke sokiem z smiechem, ze tym razem Jej slodko, pocalowal Ja, nie odsunela sie. Poczula motylki w brzuchu i dreszcze na calym ciele. Czula sie jak glupiutka nastolatka przy pierwszym pocalunku ze swoja pierwsza miloscia. Od dawna tego nie czula. On byl taki delikakatny, a zarazem namietny, calowal Ja w taki sposob, w jaki najbardziej lubila. Z usmiechem na ustach powiedzial, ze swietnie caluje, pomyslala o tym samym i zaczela sie smiac, rozumieli sie bez slow. Ona czula sie przy Nim swobodnie, bala sie w to wchodzic, ale widziala cos w Jego oczach, cos nieznanego, chciala Go odkryc, poznac, chciala byc przy Nim jak najblizej. Czula sie jak gowniara, ktora sie zauroczyla, a przeciez nigdy wczesniej nie czula czegos do kogos, po tak krotkim czasie. Kolejny raz zrozumiala, ze stawia wszystko na jedna karte. Przez moment pomyslala o bylym. Zaszklily sie oczy, jeden szybki i kolejny pocalunek, czula, ze nalezy do Niego, a On do Niej. Poczula cieplo i bliskosc. On byl Jej najlepszym lekarstwem...