Szaleństwo w najczystszej postaci. Przeszłość i przyszłość oddzielone grubą szybą. Szybą, nie kreską, tu wkradł się błąd, złośliwy chochlik. By nazbyt idealnie nie pokolorować mi jutra. Mimo wszystko to burza szczęścia. Stojąc nad przepaścią w walce ze sobą, by stłuc przezroczystą taflę. Już pienią się fale, woła nieznane, przyświeca słońce. Obrót zaledwie by zobaczyć nawałnicę niszczącą wszystko. Oby rozbiła i szybę. Ta szyba tu przeszkadza. Nie powinno jej być, bo jego już nie ma, za to pojawiłeś się Ty. Wciąż gryzę i chłonę białe obłoki, dać chcę więcej siebie, niż dać mogę, niż dać potrafię. Twoje myśli dalekie od mych spojrzeń, nie mam jak dotknąć, spróbować. Właściwie nie wiem nawet, czy powinnam. Nie, nie powinnam. To głupie mówić, że się nie wie, mając absolutną pewność. Tym ciężej jest zmierzyć się z odbiciem w szybie. Albo zrobię, co słuszne, albo znów ślepo się oddam. Szkoda, że prędzej pochłonie mnie tych kilka zdań niewypowiedzianych.
''A te dni ciszy które, które dzielą nas, podpowiadają mi złe obrazy''
Bo jasne jest dla mnie, że zniknę, nim się pojawię na dobre. Sic!
Bez ogaru!
Puchatku myśl, myśl, myśl! Co jest grane?
Jeżeli chodzi o podejmowanie decyzji - zawsze byłam w tym beznadziejnie kiepska.