Na dłoniach poczuliśmy znaczenie poznania. Dusze nakarmiliśmy dialogami spojrzeń. A teraz ''jutro'' przynosi pragnienie początku wydarzeń. Ulice toną w mroku niewypowiedzianych myśli. Dno jeziora zdaje się być bardziej odległe niż kiedykolwiek, a jeszcze dalej nam do brzegu, bezpiecznej przystani serc. Smakowaliśmy wspólnie słodyczy uśmiechu. Obecnie słychać tylko ''to koniec, po wszystkim'' jak echo odbijające się od ścian. Przepraszam, jaki koniec? Kiedy zdążyło minąć nasze wszystko? A oczy spragnione Twoich źrenic i uszy pragnące Twojego głosu. Samotność nie do opisania, bo tak bardzo Ciebie brak. Ciężar każdej nocy opada bezszelestnie na ziemię. Kawa nie działa, cebuli tu nie ma. Skąd powódź? Przeźroczystość wśród kropel. Labirynt strumieni. Gwiezdny pył niknący w przestworzach. Myśli, słowa, nie wiem - coś się rozsypało. Trafiłam do rąk niczyich zupełnie, wolałam Twoje. Już zupełnie szara, całkiem nierówna, kompletnie nie taka. Inaczej niż wcześniej, gorzej, niż później. Wcale nie blisko nam do siebie. Ta cisza, bezruch, nieobecność - tworzą lęki. Lęki jak każde inne, wiedziałam, że będą, za Ciebie do mnie przyjdą. Zielone, oślizgłe, silne i ohydne. Lęki jak każde inne. Przecież to wszystko jest ważne, a wszystko jest niczym, więc te lęki są ciągle, jak każde inne. Ale bardziej się boję, bo coraz bardziej Cię nie ma. I mówię do lustra, że gdybyś był komarem, to pozwoliłabym spijać Ci moją krew. I mówię też, że zabiłabym. I mówię wiele innych rzeczy, które kiedyś mówiłam Tobie. Gdyby wszechświat nie wprowadzał mnie w ruch kołowy, nie ruszałabym się wcale. To dziwne. Dlaczego za oknem nic się nie zmienia, a we mnie przeszło trzęsienie ziemi?
Za ciężko. Nie chcę, nie umiem, nie potrafię. Wróć! Na nic nie czekam tak bardzo, jak na to, żebyś się odezwał. Chociaż to ja chciałam się pożegnać. Tylko, że bez Ciebie jest tak cholernie trudno.
''Bez Ciebie smuci mnie każdy wiersz, bez Ciebie nie przychodzi sen.''