Ostatnimi czasy ciągnie mnie w głębinę...
Idę przez most i płynąca woda mnie przyciąga...
Stoję nma wierzy kościoła i chcę skoczyć...
Trzymam w ręku nóż i chcę przejechać nim po moich nadgarstkach...
Albo strzelić sobie w głowę ( wtajemniczeni będą wiedzieli skąd mam broń)
Chcę po prostu skończyć z sobą, bo nie umiem żyć...
Nie umiem żyć tak, jakbym chciała, nie potrafię być dobra,
nie potrafię być uczciwa, nie potrafię żyć...
Głownym celem w moim życiu stają się pieniądze, a ja przecież nigdy nie chciaąłm być różową lalką dla, której "przedłużeniem jest BMW",
a taka się robię...
Pieniądze są niby tylko środkiem do osiągnięcia celu...
Ale jakże są do niego potrzebne...
POnoć pieniądze szczęścia nie dają...
Nie zgadzam się...
Pieniądze moga przedłużyć życie, lub je zniszczyć,
mogą uśmierzyć ból,
dać radość, pozwalają pomagać większej ilości osób...
dają wielkie możliwości...
Można za nie kupić miłość i przyjaźń...
Z nimi można wszystko...
A jednocześnie Cię krępują...
Mnie już zaczęły...
Odbierają mi radość życia i umiejętność cieszenia sie drobiazgami...
Ja tak już nie mogę...
Wcześniej myślałam, że to może zbliżająca się wielkimi krokami dorosłość, odbiera dziecięcą naiwność, po części tak...
Ale to głównie wina pieniędzy, a raczej żądzy pieniędzy...
Chciałabym być parszywie bogata...
A jednocześnie jestem zbyt leniwa, żeby naprawdę zrobić coś żeby to pragnienie urzeczywistnić...
Nienawidzę siebie...
Jestem tchórzem..
Dlatego nie skoczę, nie zatnę, nie nacisnę spustu...
Boję się bólu...
A jednocześnie czuję nieznośny psychiczny ból...
Już sama nie wiem co mam robić...
:[placze]