TO KIEDYŚ BĘDZIE.. Zapalił księżyc lampę w paśmie smugi
zgęstniało powietrze od woni bzu i wyznań
zaróżowiona nagość dotknęła namiętności szczytu
niespodziewanie na tęsknoty rzęsach zawstydzenia
spociła się łza wzruszenia i spadła w otwarte dłonie
piękno niedoskonałe w elementach a zaklina pamięć
alegoria prosta w świecie wzbudzeń uczuć
wszystko zamieszane w tęczy rozbieganych złudzeń
w sekundzie bliskość otworzyła ramiona
jak kot w pieszczocie mruczy zachwycony
cień zadrżał od ciepła słodyczy zapachu i biegnie
faluje po korytarzu błękitnej przestrzeni
rozmarzyła się myśl na pięciolinii zadrgały struny
skrzypce wtór uderzyły w niebie
i wystukał pieśń dusz rytm wymodlony
zasnęła noc w kominku ognia purpurze
westchnął świt spokojem rodzącego się jutra
dobranoc sny...
jest gorąco jak w południe
to kiedyś będzie tak cudnie.