Znów godziny z jedną i tą samą piosenką. Z tą samą, co zawsze w takich sytuacjach. Chyba już po wszystkim, tak myślę. Mogę mieć tylko nadzieję, że się nie mylę. I boję się, cholernie się boję jutra i każdego kolejnego dnia. I wmawiać sobie będę do usranej śmierci, że przecież "wczoraj nie liczy się, bo wczoraj nie było". Wypadałoby się przyzwyczaić. To, o czym myślałam nie raz, dla Beatki jest zbyt prostym rozwiązaniem. Nie mam chyba do tego głowy. Czas skończyć narzekanie, w tym momencie cieszę się z moich mokrych ubrań, włosów, butów. Z małych radości, jak np stanu, który kocham. Z tych ważniejszych, czyli z Beaty P., której nienawidzę z całego serca.