Długi weekend i chwila wytchnienia, chociaż pozorna. Powinnam teraz pracować, szykować się, żeby nie doznać szoku, ale zachłysnęłam się tym czasem wolnym. Z góry zakładam, że ze wszystkim zdążę. Wiem, że będzie ciężko, ale po prostu korzystam. Wstaję normalnie, jem spokojnie śniadanie i działam. Robię, co chcę, z umiarem. Zbyt wiele czasu pochłania komputer, ale staram się jak największą część dnia wypełnić czymś konkretnym. Uwielbiam to, tę wolność w działaniu.
Skupiłam się na pracy nad swoim ciałem i trochę brakuje mi tej duchowej misji. Po raz kolejny boję się, że wewnętrznie wyschnę. Muszę poszukać jakiegoś dobrego źródła, które wciągnie mnie do reszty, naładować się.