photoblog.pl
Załóż konto
Dodane 10 MARCA 2012
2504
Dodano: 10 MARCA 2012

Radio Armageddon

 

 

J.Żulczyk, Radio Armageddon

 

 

 

 

 To, że coś parzy cię w dłonie i zaraz ci z nich wypada, to, że sytuacja zaczyna nosić wszystkie poważne znamiona dyskomfortu, to, że coś jest źle ustawione, dotkliwe pieczenie mięśni na znak, że jakiś aspekt teraźniejszości wymaga przemeblowania. A na pewno ten moment.




Potrafiliście siedzieć przez dziesięć godzin, patrzeć na siebie i w pewnym momencie bez słów, pomiędzy wami, w powietrzu pojawiały się piktogramy, obrazki, od zdań, które chcieliście sobie powiedzieć, puchł język. Rysowaliście waszą rozmowę palcami w powietrzu. Niektórzy ludzie nie mają tego nawet po kwasie.




Cieszyłaś się z bycia jednoosobowym Caritasem, psychicznym pogotowiem, Nadzieja, a gdy to robimy, w pewnym momencie dopada nas złudzenie, że potrafimy pomóc wszystkim, w każdej możliwej sytuacji. Że jesteśmy wszechwiedzący. A to przecież tylko zabawa, Nadzieja, rozwiązywanie krzyżówki.




Rozmowa była zbędnym wysiłkiem. I tak nie opisalibyśmy sobie tego, o co nam chodzi, nie chciałoby nam się tego w ogóle słuchać.




Nie mogło być inaczej i to nie była żadna moja wielka klęska, wszystko jest OK, ponieważ ludzie i tak wolą jedynie kiwać głowami, powtarzać efektowne zdania, delektować się nimi i wyobrażać sobie, że gdzieś indziej, w alternatywnej rzeczywistości te zdania są ich własnymi zdaniami, ponieważ ludzie są niczym więcej, jak jedną wielką osią współrzędnych wymyśloną przez nich samych.




Gdy ktoś nie jest nami samymi, zawsze go oszukujemy, bo pełna translacja jest niemożliwa.




Cały czas rysuje oczy na marginesach zeszytów. na forach piszą, że to jeden z objawów schizofrenii. Oczy.




Jest taki dzień, że po prostu, w pewnym momencie, musisz się, kurwa, rozpłakać.




Wczoraj umarło 30 % mijanych przez Ciebie przechodniów.




Następnym razem. Rzeczy, których chcesz, przychodzą zawsze, tylko z lekkim opóźnieniem, zawsze trochę później, zawsze lekko niekompletne. Tak samo dzieję się z rzeczami, których bardzo nie chcesz. A czasami, czasami rzeczy których bardzo chciałaś, przychodzą za późno, wtedy gdy już ich kompletnie nie chcesz.




Może zostawienie tego będzie tak samo odważne, jak rozpoczęcie. Może nie musi być wcale wielkiego końca, krachu, kulminacji, jakiejś niesamowitej dramaturgii. Może, nie może, na pewno zrobiliśmy wszystko, co już mogliśmy zrobić. Wyczerpaliśmy zasoby fajności. Może po prostu stąd spieprzmy, co, zostawmy to takie, jakie jest, niech rozwala się bez nas, niech popadnie w erozję? Nie musimy tego podtrzymywać. Możemy sobie po prostu gdzieś iść.




Więc chyba czas, żebyście teraz wszystko tu rozpierdolili.




Cierpię na bardzo powszechną chorobę dzisiejszych czasów, Nadzieja. Nie trawię samej siebie. Przez większą część mojego życia czułam się upośledzona. Zalana. Z zepsutym silnikiem. Całe życie miałam kompleks  braku umiejętności wytwarzania własnych informacji. Ledwo udawało mi się nadążyć za cudzymi.




Łapałem się na tym, że obecność Nadziei jest nieodzowna i naturalna, że bez niej wykrwawiłbym się na śmierć i to powoli, z nosa, że Nadzieja generuje ciepło, swoim wzrostem i ciężarem, oprócz wzrostu miała spory tyłek i szerokie uda, których wstydziła się jeszcze bardziej, a ja uwielbiałem w nie wchodzić, chować się w nich i mówić nie ma mnie, a wtedy, kiedy byłem sobą już tak bardzo, że zwęglała mi się skóra, wtedy ona była jak zimna woda, proste, przecież jej obecność na dłuższą metę jest konieczna, absolutnie nieodzowna. Chwytała językiem z powietrza to, co akurat chciałem, aby powiedziała, to, czego oczekiwałem plus czterdzieści procent więcej, wiedziałem o niej wszystko, a ona i tak była doskonała.




Po raz pierwszy się przy kimś wtedy rozebrałaś. Nie rzuciliście się na siebie. Po prostu stopniowo pozbywaliście się ubrań, bo w pokoju robiło się coraz cieplej, jakby ktoś bardzo powoli i delikatnie podgrzewał ukryty pod podłogowymi panelami termofor. Powietrze było jak ciasto na naleśniki, słodkie, lejące się i ciepłe.




Jest taki moment, w którym zaczynasz widzieć trochę inne rzeczy, trochę więcej.




Wszystko już było, oprócz nas.




Może chodzi o wszystko, co wydarzyło się obok. O skutki uboczne. Wrażenia dodane w promocji.




Mam okropną tendencję do szukania schronień, każde zwierzę szuka schronienia, każde zwierzę koi dotyk, mnie jest z tego powodu zdecydowanie głupio, wolałabym cały czas czuć, czuć asfalt, beton, zimną ziemię,przypominać sobie o nich, ścierać o żwir, kaleczyć o szkło, ukojenie to przecież okłamywanie. Każde zwierzę koi dotyk.




Nie, wszystko jest OK. Naprawdę. Dzięki. Trzymajcie się. Buziaki. Po prostu wszystko wokół mnie zaczyna się palić, topić jak błona fotograficzna w kontakcie z kwasem, ktoś wziął mój życiorys i zaczął go sobie kruszyć w palcach jak martwy liść. Nic się nie dzieje, po prostu w lesie o zmroku znajduję pod drzewami pochowane w kopertach dowody, że przegapiłam ponad połowę odcinków z ostatnich dwóch lat mojego życia. Że Ostatnie Parę Dni kwalifikuje mnie do recepty na bagażnik luminalu. Na kaftan bezpieczeństwa. Ale wszystko jest OK. Buziaki. Pa.

 

 

Komentarze

shawshank Doczekam się jeszcze jakichkolwiek ? :)
01/04/2012 11:22:43
manhattanhenge świetne!
23/03/2012 19:27:07
alllme więcej ! :D
21/03/2012 0:28:12
monriii Super urywki :)
10/03/2012 15:51:58
Zarejestruj się teraz, aby skomentować wpis użytkownika jakubzulczyk.