J.Żulczyk, Zrób mi jakąś krzywdę
Wypiliśmy całego szampana, rozsmarowywując do tego językiem po podniebieniu resztki
lukru ze starych pączków, i słońce kazało alkoholowym bąblom w jej krwi po prostu się przyssać.
Wyżłobiliśmy sobie miejsce w piasku, zakamuflowaną kotlinę, formując ciałami delikatne wgłębienie.
Jak pijani komandosi przystąpiliśmy do obserwowania terytorium. Pokazywałem palcem jej kolejnych
przechodzących ludzi i zaczynaliśmy dopowiadać do nich cokolwiek absurdalne biografie.
Nauczyła się wszystkiego, co można umieć. Przeszła kurs przygotowawczy do bycia piękną suką i wyszła
z niego z wyróżnieniem.
Bo teraz, jakkolwiek głupio to brzmi, jak bardzo nie jest ukradzione z polskich niby-rockowych
kompaktów,to do cholery, nie ma już góry, na którą nie moglibyśmy wbiec. Jesteśmy wyciągniętymi
środkowymi palcami o identycznych liniach papilarnych, wbitymi w samo centrum tego śmieciowiska.
I tylko my jesteśmy prawdziwi. Uwierz mi.
I wtedy - INSTYNKT SAMOZACHOWAWCZY - i wtedy chwytam jej rękę, i zaczynam biec, bardzo mocno biec,
z całej siły, i - dopiero po czterdziestu oddechach, po czternastu zakrętach, po trzech wyjebanych koszach
na śmieci, i - dopiero wtedy zdaję sobie sprawę, że moja ręka jest pusta, druga też, że nikogo przy mnie
nie ma, i nie mogę przestać biec.
To miała być historia drogi, rozpędzonej autostrady, wiatru, uśmiechów i potu. Ostatnia miłość w wieku
niewinności, historia jak z perłowo-złotej płyty dvd, limitowana edycja życia.
Mam siłę tylko jeszcze bardziej się zakochiwać - całe otoczenie spycha mnie w tym kierunku.
Przecież jesteśmy poważnymi ludźmi. Trzeba było zdruzgotać się alkoholem. Poruchać. Zrzygać się w
żywopłot. Sukcesy się celebruje, zwłaszcza te zdobyte ciężką pracą.
Chciałbym spędzić z nią resztę mojego życia, nawet jeśli miałbym żyć jeszcze tylko kwadrans.
Śni mi się ona, co było łatwe do przewidzenia, podświadomość próbuje wyrzygać ją jak
obiad z zepsutego mięsa, stawiając mnie z nią w dziesiątkach konfiguracji.
No bo czy masz jeszcze prawo uważać się za osobę poczytalną, gdy zaczynasz robić rzeczy,
których tak naprawdę nie chcesz, a z drugiej strony nikt też nie wydał ci żadnego polecenia?
Wygląda najpiękniej na świecie, wciąż, od teraz, od sekundy, od zawsze.
Nie umiesz przewidzieć przyszłości, ale normalnym jest, że istnieje logika przyczynowo-skutkowa,
że nie ma czegoś takiego jak ekstremalnie zły pech, jak przeznaczenie, jak piątek trzynastego,
że owszem, otacza cię układanka, ale pewne rzeczy po prostu nie powinny mieć miejsca.
Niektóre zbieżności nie powinny mieć miejsca. Kurwa, nie żyjemy w tarocie.
To strasznie zabawne wymyślać historyjki na swój temat, pakować je w jakieś absurdalne szczegóły
i komuś sprzedawać
Chwila milczenia i takie westchnięcie w stylu eeee, gdy chcesz powiedzieć albo coś bardzo ważnego,
i przejdzie ci to przez gardło tylko przebrane w kostium banału, albo gdy po prostu chcesz stwierdzić
do dupy z tym życiem.
Potrafi już tylko fotografować otoczenie przekrwionymi oczyma, cedzić na jego temat oczywistości,
coraz bardziej się na nie zamykać i czekać, aż zatrują go jego własne, wydzielane wraz z śliną toksyny.
Uczucie bycia przegranym dupkiem wraca falą wybuchu atomowego.