dziś byłam na ostatnich lekcjach w moim życiu.
w sumie trochę śmiesznie, bo jakoś niespecjalnie czuję się wystarczająco dorosła,
aby pisać 'egzamin dojrzałości'.
kurczę, te trzy lata minęły w tempie zawrotnie szybkim!
gdy przychodziłam do tej szkoły, wszystko było zupełnie inne,
zaczynając na kolorach ścian a kończąc na ludziach.
pierwsza klasa to był zabawny okres - malowanie mi wąsów, poznawanie wszystkich,
gubienie się między salami. wszystko było takie nowe! no i w tym roku poznałam
najważniejszych dla mnie ludzi. niewątpliwie ;-)
druga klasa... najwięcej roboty i największe lenistwo. plan był tak niemiłosiernie pozapychany,
że wracało się do domu i padało na twarz. pomimo wszystko to był najsłodszy okres...:)
no i co piątek był mózg ;) z tymi naj!
trzeciej klasy mogłoby w ogóle nie być i nic by się nie stało. wszechobecne słowo matura -
od pierwszego września nie słyszałam nic innego. no i tak naprawdę to wszystko.
blahblahblah. cudem udało utrzymać mi się frekwencję na poziomie 62% (i zachowanie bdb!).
nie zmienia to faktu, że liceum to był fajny okres w moim życiu.
w sumie... jeszcze do mnie nie dotarło, że to koniec.
...no dobra, żaden koniec, tylko początek...
masakry!
4,5,6,7,10,14 i 20 maja. oto daty moich egzekucji.
a potem? najdłuższe wakacje w życiu!
//przyszedł dziś do mnie nowy obiektyw. pięćdziesiąteczka, jeden osiem. jaram się, jaram.
Użytkownik jaga
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.