Ufam Ci Boże , ale spoźniasz się mi z pomocą. Jestem już u kresu wytrzymałości , nie chce jeszcze isc do Ciebie osobiście ,ale mnie do tego ciągle zmuszasz. Ludzie mnie popychają do tego ,żebym już przyszła. Jest okropnie. Ale jeszcze tyle rzeczy chcialabym zrobić , musisz mi pomoc ,musisz mi dać siłe do walki , nie jestem silna , potrzebuje pomocy ,potrzebuje wsparcia , potrzebuje Ciebie. Jeżeli tam przyjde to sie z Tobą rozlicze ,bo tak być nie może, nic nie jest sprawiedliwe. nie daje już sobie rady .. nie daje. światło dzienne zmusza mnie do tego ,żebym sie uśmiechała,żebym udawała że jest dobrze,kiedy jest najgorzej. Przecież nie rzuce sie w ramiona gościowi którego znam 3 dni i nie powiem co sie dzieje,mimo ze czuje ze mnie rozumie jak nikt inny. Płacze ciągle płacze ,zanosze sie , krzycze w środku, nie moge.. nie moge juz. Czuje sie odrzucona przez cały świat.