jest dziwnie.
Dziwnie inaczej.
Jest okej, przeciez wszystko jest okej.
Czuje szczescie, nie wiem skad- nie mam pojecia, gdzie ja je znajduje, i skad je biore.
Ale gdzies w srodku, czuje je.
Czuje je, za kazdym razem gdy sie usmiechne, otworze oczy rano.
Nie wiem skad ono sie wzielo.
Przeciez nikt mi go nie daje. Nikt.
Wiec? moze spada z nieba? albo rosnie pod moim balkonem?
SKAD?
A jednoczesnie, czuje.
Ciemnosc, pustke, bol, jakby mi ktos w srodku, lapal za serce, i gniotl je jak gumowy woreczek z maka, ktory jak bylam mala zawsze kupowalam na odpustach.
Moze ja wariuje? czy to moze byc normalne?
leze, usmiecham sie sama do siebie, kiedy wyobrazam sobie spelniajace sie moje marzenia.
Kiedy nagle jakby ktos strzelil mi w serce strzala z jadem ogarnia mnie uderzenie ciepla, i po prostu placze.
Sama, w czterech scianach pokoju, w ktorym spokojnie obok spia rodzice a pies, lezy obok i tuli sie do mnie.
Nagle..
Z pieknych kolorowych mysli o przyszlosci z marzen, robi sie mrok.
I wszystko co zle, wszystko- wraca.
pojde zapalic.