szczęście, szczęście, tyle szczęścia!
znów brak czasu na cokolwiek,
ale szczerze, to cieszy,
cieszy jeśli zapełnia się go dobrze.
w końcu właściwie, w końcu odpowiednio.
koniec października był pełen niespodzianek,
pozytywnych niespodzianek.
listopad przeminął szybko,
jak każdy teraz tydzień,
o wiele za szybko.
wiele się zmieniło,
dietka dalej się ciągnie,
ćwiczenia jak narazie bez opierdzielania,
kolano boli, więc trzeba by
w końcu wyciąć co nieco;
grudzień zaczął się prezentem,
ciągle trwającym oraz długo wyczekiwanymi
Rockowymi, dzięki którym znów mogłam się
wyrwać z ponurej rzeczywistości na dwa cudowne dni.
a moje ego jest tak wysokie, żeojapierdole, heheszki.
Bogusz i Andrzej dali radę, nie ma co :D
plany na wyjazd są,
a ja czekam na weekend i te kolejne trzy dni,
uwolnienia się od wszystkiego.
a my powoli turlamy się na prostą :)