często nachodzą mnie takie dni, że chciałabym żyć w dawnych czasach.
chciałabym żeby wrócił nawyk pisania do siebie listów zamiast krótkich smsów,
by znów spędzać więcej czasu na dworze z przyjaciółmi, a nie przesiadywać na facebook'u,
by odbywały się jak dawniej bale, na których tańczyło sie walca i poznawało się swojego 'księcia z bajki'.
gdzie wszystko wydawało się prostsze..
Strasznie ciężko udawać osobę szczęśliwą, gdy ma się ochotę płakać, krzyczeć, wyżyć się. Trzeba funkcjonować, pokazać innym, że wszystko jest w porządku. Trudno jest skupić się na zwykłej czynności, tęskni się, chociaż nie ma się za czym, bo przecież "to" nigdy nie było "nasze". Dlaczego więc myśli się o tym w ten sposób? Dlaczego przywiązujemy się i robimy sobie zbędną nadzieję, przez co jesteśmy szczęśliwi przez ułamek sekundy, by płacić za to ciężkimi, nieprzespanymi nocami, których jest aż tyle, że z czasem już tracimy rachubę? No i dlaczego nikt nie potrafi zrozumieć, że mimo, że coś nas niszczy, nie możemy z tego zrezygnować, bo tak strasznie nam zależy? Miliony pytań i zero logiki.