witamy się po drugiej stronie brzucha, mamy już 17 dni choć pewnie jeszcze bym z tydzień posiedziała u mamy w brzuchu. Piątek 13-stego to Poli urodziny, choć nie dała rady sama przyjść na świat. Z racji terminu na 10 kwietnia i cukrzycy trafiłam do szpitala 12.04 na wywołanie porodu. Fizjologicznie nic nie było gotowe na poród, dziecko wysoko, żadnych skurczy ani rozwarcia. Farmakologiczne wywołanie porodu także go nie przyspieszyło. wszystko trwało 24 godziny. poród nie postępował więc decyzja o cesarskim cięciu. nie wiedziałam czego mam się spodziewać, od początku byłam nastawiona na poród naturalny a tu nie dane mi było go poznać. Z porodówki przeszłam na sale operacyjną, Paweł czekał na korytarzu, był ze mną od 9. Dostałam znieczulenie i przestałam czuć nogi. na początku wiedziałam wszystko w lampie, ale potem ją zapalili i już się nic nie odbijało. czułam tylko poruszanie moim ciałem, po 10 minutach zza parawanu spojrzały na mnie te dwa czarne ślipka, pomyślałam "Boże, to już, to była ona" i łzy mi popłynęły. mnie zszywali jeszcze pół godziny a małą zabrali do mierzenia i ważenia. urodziła się z wagą 3370 a nie jak wyliczali lekarze 3500/3900. Mała kruszywa, nawet waga wskazywała że jeszcze trochę czasu było do porodu, ale chciałam mieć ją już ze sobą. ciężko mi było dojść do siebie po operacji, usiadłam na chwilę dopiero po 10 h, rana bardzo bolała. byłam całą noc na przeciwbólowych, dopiero morfina mi pomogła i mogłam usnąć. wstałam na nogi po 18 godzinach, przeczłapałam się na salę i już o 7 przywieźli mi małą. chwilami płakałam z bezradności, ciężko mi było wstać z łóżka za każdym razem jak mała płakała a zostałyśmy zdane same na siebie. miałyśmy wyjść w niedzielę ale okazało się że mam stan zapalny i musieliśmy jeszcze tydzień leżeć w szpitalu. A ja każdego dnia żyłam nadzieją że dziś wyjdziemy. pogoda za oknem iście letnia, ludzie na krótki rękaw chodzili a my w 4 ścianach. Pola tylko je i śpi, czytam jej bajki, trochę posłucha, potem zaśnie. oczywiście ciężkie są nie przespane noce które jak się skumulują to boli mnie głowa, ale to wszystko idzie w niepamięć gdy patrzą na Ciebie te bezradne oczęta potrzebujące troski i przytulenia.