w końcu mamy ostatnie tchnienie lata. jutro wyniki egzaminów, nie oczekuje cudów.. w sobotę mamy grilla i spotkanie klasowe, mam nadzieje ,że będzie fajnie . ostatnio w mojej głowie ciągle przebiega temat dziecka, czy chcę, kiedy, czy już teraz, bo kiedy odchowam i pocznę kolejne, bo może by się zaczęło coś dziać w moim życiu, czy dam radę, za co wychować itd. raz chce, teraz, już. za chwilę myślę, aaa daj sobie na wstrzymanie, oboje dosyć się teraz nie wysypiamy, to kto będzie wstawał do dziecka. i patrzę na te zdjęcia słodkich kluseczek, przeglądam ubranka w sklepach, nawet kupiłam poduszeczkę, która jest mi zbędna bo nie mam dziecka.. taka presja społeczna, bo siostra za 4 mce urodzi, bo przyjaciółka niedawno urodziła, bo połowa koleżanek z liceum ma ślub i dziecko a ja stoję w martwym punkcie. a z kim ono się będzie bawić jak wszyscy zaraz powyrastają. a bo tu się o ślub pytają , ile będziecie czekać, zaraz 5 lat minie a wy nic nie myślicie. a gdzie my pójdziemy i z czym, gospodarka usidliła. tak wiem, na dziecko przyjdzie czas, tylko kiedy..?