A więc Precedens przyjął jeźdźca, czyli mnie ;-) Strat w ludziach nie ma, tylko jedna przepalona lonżą ręka.
Przewieszanie i wsiadanie odbyło się bezproblemowo, dopiero zrobienie pierwszego kroku z plecakiem na grzbiecie przyniosło strach i ruszyyył galopem. Przeciągnął lonżę i pooooszeeedł galopem z prędkością nadświetlną. Zrobiliśmy kilka rundek po placu zanim udało się go opanować, poprawiłam siodło i wsiadłam jeszcze raz. Tym razem Małemu nogi wrosły w ziemię, ale udało się go ruszyć i grzecznie stępował :)
Uff ciekawe co będzie następnym razem ;P