Witam ponownie, Motylki ;*
Robię bilans dzisiejszego dnia, kary za wczorajsze obżarstwo (opis: notka poprzednia)
Więc tak.
Śniadanie:
trochę płatków kukurydzianych z mlekiem 0,5% (ok. pół miseczki)
Uczelnia:
Napój energetyzujący 250 ml + kawałek chrupkiego pieczywa.
W ciągu dnia:
cztery suche kawałki chrupkiego pieczywa + tabletka Septolete bez cukru, bo mi gardło siada.
Kolacja (ok. 17):
kromka chrupkiego pieczywa + plasterek chudej szynki z piersi kurczaka.
I, cały dzień: duuuuużo wody.
Teraz podgryzam zielonego ogórka, muszę czymś zapchać żołądek zanim chłopak wróci z pracy.
Dużo ćwiczyłam dzisiaj.
Nożyce, nawet nie wiem, ile, rowerek w powietrzu, bieganie w miejscu (niedługo, bo odezwała się astma) i 300 brzuszków.
Później zimny prysznic (bo zimno sprzyja chudnięciu :) )
A teraz czekam na chłopaka. Mam nadzieję, że nie będzie zadawał niepotrzebnych pytań. Zajmę go czymś innym ;)
P.S. Zaczynam mieć katar. To dobrze, bo nie będę miała wyrzutów sumienia, jak sobie kupię Sudafed ;)
Chudości, skarby moje ;*
EDIT:
Nienawidzę kłamać -.-
Musiałam nakłamać chłopakowi, co dzisiaj jadłam. W sumie do tego powyżej dodałam wyimaginowanego wafelka i zupkę Knorra (którą miałam w planach zjeść, ale jednak do tego nie doszło). No i powiększyłam ilość zjedzonego chrupkiego pieczywa.
Nie chcę mu kłamać, ale co mam innego zrobić? Ehhh, to wszystko mnie męczy.