Cześć, to co chciałabym dziś opisać to Festiwal Kolorów, w którym miałam przyjemność uczestniczyć 24 czerwca 2016 roku w Poznaniu w Parku Kasprowicza.
To był dosyć szalony dzień, pełen wrażeń. Zaczął się od wczesnej pobudki, po krótkiej nocy, ponieważ byłam wtedy u moich kuzynek - Agaty i Marty. Musiałyśmy wstać wcześnie, ponieważ jechałyśmy na Zakończenie Roku Szkolnego do szkoły, do której chodzą dziewczyny. A ponieważ ja swoją edukację zakończyłam już w kwietniu, mogłam być z nimi tego dnia. :) Choć całe wydarzenie rozpoczynało się dopiero około 10:00/10:30, jeśli dobrze pamiętam, to jednak przygotowania zajęły nam trochę czasu.
Najpierw zakończenie roku miała podstawówka, więc w tym Martusia, a wszystko bardzo szybko się potoczyło, ponieważ klasy 1-3 były proszone o szybsze wyjście, a reszta apelu była przeznaczona dla klas 4-6. Tak więc po krótkim czasie udałyśmy się (Ja, ciocia Krysia i Agata) do klasy Marty, a tam nastąpiło rozdanie świadectw i innych nagród. :)
Na zakończenie roku Agaty, czyli klas gimnazjalnych i licealnych, musiałyśmy trochę poczekać. Na szczęście miałyśmy dobre miejsca i dobrze się oglądało całe wydarzenie, choć trwało dosyć długo, a ciocia spieszyła się do pracy.
Dobrze, jednak nie o tym miał być ten wpis!
Kiedy już znalazłyśmy się w Poznaniu, poszłyśmy na obiad, którym była pizza. Bardzo smaczna. :) Po zjedzeniu poszłyśmy na tramwaj, a wyglądało to tak - wyszłyśmy tunelem na górę i pomyślałyśmy, że musimy jechać w drugą stronę, więc zeszłyśmy, wyszłyśmy w drugim miejscu, a tam okazało się, że jednak musimy jechać w innym kierunku, niż myślałyśmy, więc znowu na dół i znowu do góry, a BYŁO TAK GORĄCO!!!
Podróż tramwajem trwała dość długo, słońce grzało i nie oszczędzało nas, ale to dobrze, ponieważ dokładnie tydzień przed całym wydarzeniem, były straszne ulewy!
Kiedy wysiadłyśmy, to za bardzo nie orientowałyśmy się, w którym kierunku iść, bo była tylko ulica i wszędzie drzewa! Włączyłam jednak mapę, i znalazłam miejsce, w którym byłyśmy, a poza tym z tramwaju wysiadło dużo młodzieży, za którą zdecydowałyśmy się podążać i doszłyśmy do celu, który był bardzo blisko.
Siedziałyśmy sobie w cieniu na trawie, kupiłyśmy kolory, pofarbowałyśmy nasze włosy kolorowymi sprayami, słuchałyśmy muzyki, a później zapowiedziano wyrzut kolorów, więc poszłyśmy pod scenę. Wszyscy ustawili się po lewej stronie, i tam naprawdę był tłum, ale po prawej stronie było niewiele osób i udało nam się znaleźć fajne miejsce przy bocznych barierkach w niewielkiej odległości od sceny. Akurat był pokaz zumby i podobało mi się to, że ludzie, publiczność, tańczyła razem z prowadzącymi, to było niesamowite!
I WRESZCIE TO NASTĄPIŁO! WYRZUT KOLORÓW. 10, 9... 3, 2, 1! Wow, spojrzałam w górę i to było piękne, zamknęłam oczy (miałam założone okulary przeciwsłoneczne), a potem je otworzyłam i ten moment... było szaro, jedna wielka mgła, trudno było zobaczyć osobę przede mną, Agatę obok, a co dopiero scenę czy niebo. To przeszło moje wyobrażenia. Dostałam lekkiego ataku klaustrofobii, niekontrolowanie wzięłam oddech i to był błąd, ponieważ nawdychałam się wtedy tych wszystkich proszków. To było trudne do wytrzymania i zdawało się trwać bardzo długo, trzymałam się mocno barierek i było mi naprawdę gorąco, ale Agata mówiła do mnie "Nic nie widzę" (ona nie miała okularów i musiała trzymać oczy zamknięte), więc to uspokajało mnie - dawało mi myśl, że nie jestem sama. A później odwróciłam się, spojrzałam za siebie i nadal nic nie widziałam, ale było jasno, biało, to mnie naprawdę uspokoiło, na dobre - to było takie moje światełko, dające nadzieję, że nie stanie się nic złego, że zaraz to wszystko opadnie i znów zobaczę świat, i no cóż, stało się tak, haha. :) Wiem, ten opis wydaje się być straszny, ale nie było strasznie... Jak dla mnie było świetnie, po prostu nie byłam przygotowana na coś takiego, następnym razem również wezmę okulary przeciwsłoneczne, ale także coś do zasłonienia sobie ust, bym mogła normalnie oddychać i nie podrażnić sobie gardła, tak jak ostatnim razem. To było fantastyczne przeżycie, najlepszy był ten widok, kiedy wszyscy wyrzucili kolory w górę w tym samym momencie.
Później na scenę weszła CORIA i ten zespół jest absolutnie niesamowity! Było tak gorąco, że dziewczyny poszły do cienia, i większość ludzi również, a ja i kilka osób zostałam pod sceną, ponieważ naprawdę ta muzyka, to było coś w punkt, w sedno, coś dla mnie. Współczułam tym chłopakom, z wokalisty pot lał się tak, jakby stał pod prysznicem i oblewał się wodą. Gorączka niesamowita, ale nawet to nie przeszkadzało mi tego dnia. Byłyśmy "uzbrojone" w odpowiednią ilość wody!
Kiedy już poszłam, kupiłśymy granity, usiadłyśmy na ławce w cieniu i robiłyśmy zdjęcia, tańczyłyśmy i wygłupiałyśmy się, a Agata i Marta wchodziły na drzewo! Następny wyrzut kolorów obserwowałyśmy z tamtego miejsca, i patrząc na to z boku, wyglądało to jeszcze efektowniej!
Naprawdę, Festiwal Kolorów, to było coś z mojej "Bucket List" i cieszę się, że udało mi się tam być, choć na tej liście miałam to dość krótko. Zawsze gdzieś było to w mojej głowie, wiedziałam o tym, ale tego dnia, gdy przeczytałam o tym wydarzeniu na Facebooku, bez zastanowienia, planowania, napisałam do Agaty "Lecimy na Festiwal Kolorów", a ona na to "Spoko, kiedy jest?" i tyle, wszystko ustaliłyśmy i po prostu pojechałyśmy. To było też super. Choć z samym dojazdem do Poznania miałam mały problem (dzień wcześniej, czwartek 23.06) - pociągi nie jeździły, ale udało mi się w końcu dotrzeć z małym opóźnieniem (1,5h) i spędziłyśmy fajnie czas w Poznaniu, m.in. nad Jeziorem Maltańskim, nad którym nie byłam strasznie dawno, tam śmiałyśmy się z trójki kolegów zwlekających z wejściem do wody, kręciłyśmy się na... kręciołkach, chodziłyśmy po kręcącym się kółku i po prostu dobrze się bawiłyśmy. :)
A na koniec tylko dodam - jeśli nie chcecie mieć przeszukanego plecaka, to dajcie go małemu dziecku - haha, to niezawodny pomysł Agaty, by Marta poszła z plecakiem. Udało się! Nikt go jej nie sprawdził, a gdyby miała go któraś z nas, musiałybyśmy wyciągać z niego mnóstwo rzeczy. Haha! :D
Niesamowite wydarzenie, godne tego, by w nim uczestniczyć.
Co do ceny proszków - 1 kosztuje 10 złotych, ale za każdy kolejny płacisz o 5 złotych mniej. To znaczy 2 - 15 złotych. 3 - 25 złotych. 4 - 35 złotych. I tak dalej. :) My kupowałyśmy dla każdej jeden proszek. :) Agata zielony, ja niebieski, a Marta różowy. I nie wierzcie tym, którzy mówią, że trudno jest je sprać - kłamią.
Anika. ;)