Jestem gruba.
I w nic się nie mieszczę.
Ponad tydzień wytrzymałam na dwóch posiłkach dziennie.
Chcialabym do tego wrócić.
Ale bóle głowy, nudności były zbyt uciążliwe.
Teraz znów jem nieregularnie, byle jak.
Zero harmonii, zero uporządkowania.
A to do mnie takie niepodobne.
Jest mi wstyd za to, jaka jestem.
Wstyd mi wychodzić z domu, do ludzi.
Ciągle słyszę tylko wokół, że przytyłam.
Naprawdę? Przecież mam lustro w domu.
Doskonale widzę to, jaka jestem okropna.
Najbardziej jest mi wstyd pokazać się przed P...
Wraca za równo tydzień.
Jak ja się mu pokażę?
Nawet nie cieszę się na Jego przyjazd.
Cały czas jakiś głos podpowiada mi, bym wróciła na terapię.
Bym zaczęła jeść zdrowo, regularnie.
Ćwiczyć.
Ale dla mnie łatwiej jest zniknąć stąd.
Coraz poważnej o tym myślę...
Bo używanie żyletki to już dziecinada.
Albo krzywdzisz się na maksa, albo nie robisz tego wcale.
Może pojadę na rower, przewietrze mózg.
Choć to pewnie i tak w niczym nie pomoże.
Dlaczego jestem taka okropna...
Dlaczego tak siebie nienawidzę.
Muszę umrzeć, naprawdę.