Powiedzmy, że mamy 1 lipca.
Powiedzmy również, że zaczął się poniedziałek, księżyc jest w trzeciej kwadrze, a ja mam do nadrobienia pierdyliard zaległości i zero energii do działania w tym kierunku.
Błysk światła po drugiej stronie, trochę rozgrzebywania przeszłości, trochę boli niewypowiedziana tęsknota.
Trochę zapętlenie, trochę wniosków na przyszłość. Muzyka niezmiennie odbijająca się od błony bębenkowej mojego lewego ucha. Prawe boli. Też niezmiennie.
Chęć otworzenia nowego projektu, szybkie spojrzenie na całokształt.
Czy warto?
I decyzja, trochę nieprzemyślana, bo jak efektywnie można myśleć, mając pod ręką jedynie zestaw słaniających się ze zmęczenia neuronów?
Wróciłam. Musiałam opuścić poziom świtowego mieszkania i chwilowo zostałam bezdomna.
Zatem, oto i jestem.
Cała dla tej przestrzeni i dla moli, które zalęgły się w szafie.
Tylko tu poodkurzam.
Trochę na przebłaganie, trochę ku pamięci Świtowego pokoju, składam w ofierze Akirę, a Akira znaczy właśnie "Świt". Jego pierwszy dom w pełnym znaczeniu tego krótkiego słowa.
Z Akirą wiąże się zresztą cała historia. Ale wszystko po kolei.
Użytkownik ishis
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.